cejrowski piechota do zrodel orinoko
Regał

Wojciech Cejrowski „Piechotą do źródeł Orinoko” – recenzja

Mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki. Bo co do samego autora to raczej zawsze staram się oddzielać prywatne sympatie, bądź antypatie od treści przeczytanej lektury. O Wojciechu Cejrowskim pisałam pracę magisterską, więc znam wszystkie jego dotychczasowe publikacje. Przebrnęłam przez dziesiątki artykułów w prasie i internecie, dotyczących tej barwnej, acz kontrowersyjnej postaci. Miałam nawet okazję zamienić z nim kilka zdań podczas którejś edycji Krakowskich Targów Książki. To wystarczyło, żeby wyrobić sobie o tym autorze własne zdanie. I wraz z postępem pisania rzeczonej magisterki, dość znacznie ulegało ono zmianie. W każdym razie co do samych książek Cejrowskiego, zwłaszcza tych dotyczących zagranicznych podróży, nigdy nie miałam większych zastrzeżeń.

Nie jest to najlepsza książka tego autora

Dotychczasowe książki Cejrowskiego czytałam przeważnie w parę dni (wyjątkiem była „Wyspa na prerii”, którą niespiesznie podczytywałam podczas wakacyjnego wyjazdu) i zawsze bardzo mi się podobały. Nawet te pierwsze, zdaniem autora mniej udane. Tymczasem „Piechotą do źródeł Orinoko” męczyłam ponad dwa tygodnie i po raz pierwszy totalnie nie czułam tego klimatu, który zawsze charakteryzował książki podróżnicze tego autora i który wciągał od pierwszych stron. Czytając tę książkę zwyczajnie się nudziłam i nieustannie czekałam, aż coś się w końcu wydarzy. Dodatkowo irytowało mnie mnóstwo rzeczy, których do tej pory w powieściach Cejrowskiego albo nie zauważałam, albo zwyczajnie ich nie było.

Problem z kobietami

W „Piechotą do źródeł Orinoko” przede wszystkim uderzył mnie sposób w jaki Cejrowski opisuje kobiety, jak kpi sobie z różnych charakterystycznych dla tej płci zachowań. Przykład takiej kpiny doskonale widoczny jest we fragmencie traktującym o wyborze sukienki i kobiecym niezdecydowaniu. W życiu bym nie pozwoliła, żeby to facet decydował w czym mam chodzić! I jestem pewna, że nie tylko ja. Nie wiem jakie Cejrowski ma doświadczenia z kobietami. Chyba marne. Strasznie irytował mnie ten prześmiewczy ton i gdyby pan Cejrowski stał obok to chętnie cisnęłabym w niego tą cegiełką, m.in. po przeczytaniu tego zdania, zaczynającego się od słów „Kobieta jest bytem zawiłym…”

cejrowski cytat

…i nie tylko

Ponieważ od czasu, kiedy czytałam kultowe już powieści „Rio Anaconda” i „Gringo wśród dzikich plemion”, minęła prawie dekada, wielu szczegółów z tych publikacji mogę już nie pamiętać. Ale nie przypominam sobie, by w tych książkach Cejrowski kpił ze swoich bohaterów, albo używał na ich określenie zwrotów, które wyraźnie pokazują, iż uważa się on za lepszego do „dzikich”. Tymczasem w najnowszej powieści takie fragmenty pojawiają się przynamniej kilkukrotnie. Cytat:

„Zastosowanie wymiany okrężnej w świecie białego człowieka byłoby absurdem, nikt nie pozwoliłby się w taki sposób nabijać w butelkę. Zastosowanie jej w świecie Indian, było jak najbardziej normalne, moralne, kulturalne (…)”.

W filmach z serii „Boso” Cejrowski często wypowiada się z pogardą o ludziach z innych kultur, religii, czy o innym kolorze skóry, wyraźnie stawiając ich w pozycji „gorszych”. W książkach  raczej tego nie robił, dlatego „Piechotą do źródeł Orinoko” tak bardzo przypomina programy telewizyjne popularnego podróżnika. I wcale nie jest to zaletą.

Akurat mocno akcentowany przez autora brak sympatii do Niemców jestem jeszcze w stanie w jakiś sposób zrozumieć, jednak kilkukrotne podkreślanie tego faktu na kolejnych stronach książki, za którymś razem przestało być zabawne, a zaczęło działać na nerwy.

Kilka perełek

Wiem, że Cejrowski jest specyficzny, ale „Piechotą do źródeł Orinoko” nieszczególnie przypadło mi do gustu. Owszem, urzekło mnie kilka fragmentów powieści, jak choćby słowa:

„Po powrocie z wyprawy jesteś inny. Przestajesz pasować i nie przestajesz tęsknić. Widziałeś inny świat i będziesz chciał do niego wrócić. Dlatego uważaj, zanim postawisz ten pierwszy krok, który cię zmieni nieodwracalnie. Uważaj, ale nie lękaj się – po prostu uważaj”.

I druga perełka:

„ Ktoś, kto przywiązuje się do swoich planów, odbiera sobie wolność i radość – jest przywiązany, czyli nie-wolny”.

„Piechotą do źródeł Orinoko” momentami przypomina bajeczkę, którą poczciwy wujek opowiada dzieciom podczas rodzinnego spotkania. Nie wnikam, czy wszystkie opisane w książce sytuacje rzeczywiście miały miejsce, jednak niektóre brzmią dość nieprawdopodobnie. I te powtarzające się na każdym kroku przechwałki, jaki to Cejrowski jest obeznany z układem miast w Ameryce Południowej, z tamtejszą kulturą, jaki zapobiegliwy w kontaktach z dzikimi plemionami, jaki sprytny, przedsiębiorczy, jak doskonale wymyślił sposób na ukrycie pozyskanych w dżungli kosztowności. Zupełnie jak opowieść podchmielonego wujka na rodzinnej posiadówce. Może zainteresowałoby to kilkuletnie dzieci, wywołało uśmiech u nastolatków, ale mnie w niedawno rozpoczętej czwartej dekadzie życia zupełnie nie porwało. Może nie tylko mnie, bo o wydaniu tej książki dowiedziałam się zupełnym przypadkiem, więc wielkiej akcji promocyjnej chyba nie było. Ale ponieważ dotąd lubiłam czytać podróżnicze bajania Wojciecha Cejrowskiego, bez zastanowienia kupiłam tę książkę. I się rozczarowałam. To nie ten sam podróżnik, którego znam z „Gringo wśród dzikich plemion” czy „Rio Anaconda”. Albo może to ja się tak zmieniłam przez ostatnią dekadę…

Ocena książki byłaby pewnie niższa, ale zawsze oceniam całość, a ta publikacja, jak wszystkie zresztą z serii, jest pięknie wydana i uzupełniona o dodające klimatu fotografie. Więc za to dodatkowy punkt. Jak mnie już bardzo irytowało okazywanie przez autora pogardy dla zwyczajów dzikich plemion żyjących w Wenezueli, patrzyłam na zdjęcia i to nieco łagodziło narastanie tej irytacji.

Ogólna ocena 5/10

0 0 głosy
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Feeedback
Zobacz wszystkie komentarze
0
Skomentujx