Justyna Bednarek „Hip, hip, kura!”
Po tym jak cała moja rodzina pokochała kury rasy brahma, towarzyszące rodzinie Ogórków, nie mogłam przegapić kolejnej części przygód Augusty, Belki, Hildegardy i Żanety. Rezolutne kury po raz kolejny stają przed niemałymi wyzwaniami. Kiedy państwo Ogórek wybierają się na wczasy tylko we dwoje, nadprzyrodzone siły zaczynają ingerować w rodzinną sielankę, podstępnie wprowadzając do domu telefon komórkowy, którego wyjątkowe działanie odczują na własnej skórze wszyscy domownicy. „Hip, hip, kura!” to już trzecia część cyklu o kurach z grubej rury, jednak autorce wyraźnie nie brakuje fantazji w wymyślaniu kolejnych szalonych przygód, w jakie wikłają się bohaterowie. Bo kto by pomyślał, że telefon może tak namieszać w rodzinnych relacjach…
Podstępna fasola…
O ile poprzednie tomy kurzych przygód polecam absolutnie wszystkim, bez ograniczeń wiekowych, o tyle tę nowość rekomenduję nieco starszym czytelnikom. A to za sprawą akcji, jaką Karolina, zwana Pypciem, zamierza przeprowadzić, by znaleźć się bliżej swojej najlepszej przyjaciółki. Choć z książki wyraźnie wynika, że włożenie sobie fasoli do nosa, by znaleźć się w szpitalu nie jest najmądrzejszym pomysłem, zasugerowanie takiego działania np. trzylatkom raczej rozbudzi ich fantazje niż zniechęci do podobnych działań. I nie jestem przekonana, czy rozmowy i tłumaczenia wystarczą…
… i kura, która neutralizuje zagrożenie
Ci, którzy znają poprzednie tomy serii, doskonale wiedzą, że wspomniana fasola odgrywa w życiu rodziny Ogórków niebagatelną rolę. Nieznających tematu, wtajemniczę – Tomasz Ogórek zawodowo zajmuje się badaniem rzadkich odmian fasoli. Możecie sobie zatem wyobrazić co się zadziało, kiedy przerażone pomysłem Pypcia kury, postanowiły działać i… zneutralizować zagrożenie. Ta, która najmocniej poświeciła się sprawie, dosłownie wzniosła się na wyżyny swoich możliwości, fundując czytelnikom salwy śmiechu.
Nie taki zwykły telefon…
Justynie Bednarek znakomicie udało się oddać specyfikę współczesnych czasów i fakt, jak bardzo telefony komórkowe rozpanoszyły się w naszym życiu. Używany przez Niewidzialnego Reżysera i wzbogacony o magiczne moce przez Mirosława Światełko smartfon, nieprzypadkowo trafia akurat do tej rodziny, by wydobyć na światło dzienne największe słabości jej poszczególnych członków. Idea używania nowego telefonu przez poszczególne osoby z ogórkowej familii w określonym czasie, wydaje się słuszna i sprawiedliwa. Jednak jak szybko się okazuje, niemal dla każdego tydzień spędzony z tym wyjątkowym urządzeniem tylko rozbudza apetyt na więcej. Czy nie wygląda to znajomo? No bo gdyby tak każdemu z nas zabrać na jakiś czas telefon, jak długo wytrzymalibyśmy bez sprawdzania powiadomień, maili i social mediów?
Do czego służy telefon?
Pokazanie w krzywym zwierciadle najczęstszych problemów, z jakimi boryka się w erze smartfonów współczesne społeczeństwo z jednej strony bawi, ale z drugiej skłania do refleksji. Jestem przekonana, że każdy znajdzie swoje odbicie przynajmniej w jednej z przedstawionych przez autorkę historii z telefonem w roli głównej. W recenzjach poprzednich tomów („Kury z grubej rury” , „O kurza twarz!”) wspominałam, że to seria książek skierowanych do młodych czytelników, ale także dorośli znajdą tam mnóstwo treści zarówno rozrywkowych, jak i takich do przemyślenia. Jeśli macie dzieciaki w wieku, w którym upominają się już o swój własny telefon, „Hip, hip, kura!” jest genialną książką, by na jej podstawie porozmawiać o zagrożeniach, jakie płyną z użytkowania smartfonów i uświadomić młodych ludzi, do czego tak naprawdę powinien być używany telefon.
Kurze historie bawią, uczą i są świetnym punktem wyjścia do rodzinnych dyskusji na wiele istotnych, poruszanych przez autorkę tych książek tematów. Mam nadzieję, że to nie koniec przygód Augusty, Hildegardy, Belki i Żanety i prędzej czy później pojawi się kontynuacja tej wyśmienitej serii.
* współpraca recenzencka z TaniaKsiazka.pl