insta swiat
Szuflada

Insta-świat i dyktatura lajków

Pamiętacie jeszcze jak wyglądało wasze życie, zanim pojawił się Facebook, Instagram i inne social media? Pewnie nie bardzo, bo te portale, mimo iż istnieją dopiero od blisko dekady, na stałe już wpisały się w zbiorową świadomość. Wiele osób uważa, że jeśli kogoś nie ma na Facebooku, to nie istnieje. Profile w mediach społecznościowych mają nie tylko ludzie, ale też programy telewizyjne, czasopisma czy blogi. Przyzwyczailiśmy się do takiego stanu rzeczy, lubimy tam zaglądać. Lubimy wiedzieć co się u kogo dzieje i jako normę zaczynamy traktować fakt zamieszczania przez znajomych na Facebooku informacji o zaręczynach, ślubach, ukończeniu szkoły, narodzinach dziecka itp. Sami też rzucamy na FB i IG zdjęcia i filmiki czasem bez zastanowienia, bo przecież „wszyscy” tak robią, a instastory i tak znikną po 24 godzinach. Przyzwyczailiśmy się do tej insta-rzeczywistości i uważamy ją za coś zupełnie normalnego.

Nie ma cię na Facebooku – nie istniejesz!

Parę miesięcy temu zapytałam jednego z twórców polskiej blogosfery, czy uważa, że możliwe jest prowadzenie swojej strony bez obecności w social mediach. Bez zastanowienia odpowiedział, że nie ma takiej opcji. Jeśli nie będzie cię przynajmniej na Facebooku i Instagramie nie masz szans zaistnieć. Na nic zda się dobra treść, wartościowy przekaz, dopracowane fotografie – jeśli nie wrzucisz zajawki nowego postu do social mediów, pies z kulawą nogą nie zajrzy na twoją stronę. I powiem wam, że trochę mnie taka wizja przeraża. Podobnie zresztą, jak treści zamieszczane przez niektórych influencerów w mediach społecznościowych.

insta rzeczywistosc
O rety, mogłam tu dodać jeszcze więcej filtrów 😉 I w sumie kawałek gołego pośladka też by nie zaszkodził.

Normalność się nie klika

Fajnie na temat mediów społecznościowych mówili ostatnio Gosia Kędzierska i Jacek Bilczyński w jednym ze swoich podcastów. Na tapetę wzięli fit profile w social mediach, ale postępująca patologia jest widoczna nie tylko tam. Oczywiście tak na Instagramie jak i na Facebooku jest całkiem sporo fajnych, interesujących i wartościowych kont, prowadzonych przez ludzi z pasją, ale nie mają one zazwyczaj więcej niż kilkaset, co najwyżej kilka tysięcy followersów. Ludzie szukają sensacji, przekolorowanych obrazków, nagości. Te profile, które to oferują, cieszą się ogromnym powodzeniem, przyciągają reklamodawców. To się klika. Normalność jest mało popularna. Szkoda. Rozumiem, że nikt nie chce się pokazywać w gorszych momentach, ale nie ma też co udawać, że zawsze jesteśmy idealni. Fajnie jest pooglądać ładne obrazki, ale jak tego lukru jest za dużo, to już trochę zaczyna nas mdlić.

Insta-rzeczywistość

Lubię Instagram. Mam tam profil już od dobrych kilku lat, ale uwierzcie mi, że na palcach jednej ręki mogę policzyć profile, które obserwuję od początku mojej przygody z tym portalem aż do dziś. Kiedy zaczęłam swoją przygodę z Insta byłam jeszcze mocno wkręcona w fit tematy, więc IG było dla mnie kopalnią pomysłów na zdrowe posiłki i ćwiczeń, jakimi mogłam urozmaicać treningi na siłowni. Kilka lat temu nie było tam jeszcze tak nachalnych reklam i tylu pseudo-fit-influencerów. Teraz ze świata fit nie śledzę już praktycznie nikogo. Doszło bowiem do tego, że praktycznie każda osoba określająca się mianem „fit”, albo wręcz każda dziewczyna, której udało się zrzucić parę kilo, reklamuje odżywki i suplementy i jest ekspertem udzielającym porad „jak żyć” swoim obserwatorom.

Wszyscy nagle są specjalistami w dziedzinie treningów i żywienia. Osoby po kilkugodzinnych kursach na trenerów personalnych czy internetowych szkoleniach z dietetyki uważają się za ekspertów i układają innym plany żywieniowe i treningowe online, biorąc za to niemałe pieniądze. Dokąd zmierza ten świat? Co więcej – zdjęcia, jakie wielu tych fit-ludzi zamieszcza na swoich profilach powodują, że czasem zastanawiam się, czy na pewno jestem na IG, czy może jednak trafiłam na jakąś stronę ze zdjęciami dla dorosłych. Rozumiem, że jak się ma fajne, wysportowane ciało, to jest się z tego dumnym i chce się nim chwalić, ale na litość boską – bez przesady!

Madki i insta-mateczki

Osobna kategoria insta-świata, której nie jestem w stanie objąć rozumem to profile tzw. parentingowe. Tam to już nawet przestałam zaglądać, bo nigdy nie zrozumiem, jak można tak totalnie sprzedawać prywatność swoją i swoich najbliższych, a dodatkowo wystawiać się na nieustanny hejt ze strony „madek”, które przecież wiedzą lepiej, jak wychować twoje dziecko. Zdecydowanie nie jestem nowoczesna i nie nadążam jak widać za trendami, ale nie ogarniam rozumem, jak można publikować w mediach społecznościowych zdjęcia z porodówki czy screeny z USG. Czy naprawdę już wszystko jest na sprzedaż?

Poza tym oglądanie takich profili powinno być zakazane dla młodych matek. Wymuskane zdjęcia tam zamieszczane mogą szybko wpędzić w depresję kobiety, które nie mają czasu nawet się przebrać czy wykąpać, bo wisi na nich mały mlekopijca. A tymczasem insta-matki zawsze wyglądają jak świeżo po wizycie u fryzjera, w ich domach panuje nieskazitelny porządek, już dzień po porodzie wracają do treningów z Chodakowską, zaś o ich zbilansowane posiłki dba catering dietetyczny. Ponadto ledwie przylecą z jednych zagranicznych wczasów, już lecą na kolejne. A wszystko to oczywiście w towarzystwie słodkich dzieciaków, które czasem na zdjęciach wyglądają jakby występowały w charakterze gadżetu. I niby wiemy, że to tylko jakaś część rzeczywistości tych ludzi, ale trudno uciec czasem od porównań.

O insta-matkach-celebrytkach, które ledwo zaszły w ciążę, a już są specjalistkami od wszystkiego, co z dziećmi związane nawet nie chce mi się pisać.

Wszystko dla lajków!

Czasem obserwując różne konta na Instagramie mam wrażenie, że niektórzy ludzie dla lajków i powiększenia grona obserwatorów są w stanie zrobić i zareklamować wszystko. Zastanawia mnie naiwność reklamodawców, którzy chyba mają swoich klientów za idiotów, myśląc, że określona blogerka, reklamująca w jednym tylko miesiącu 4 różne kremy, których rzekomo używa (a potem nierzadko jeszcze wystawiająca je na sprzedaż także na swoim IG) jest wiarygodna dla kogokolwiek z IQ większym niż u konika morskiego. Ale pewnie hajsy się zgadzają jednej i drugiej stronie, więc wszyscy wydają się być zadowoleni. Nie mniej jednak nie lubię jak ktoś ma swoich odbiorców (nawet tych potencjalnych) za stado bezmyślnych ameb, które łykną wszystko, co się im zaserwuje.

Quo vadis, Instagram?

Jeśli macie konto na IG, pewnie zauważyliście jak bardzo ten serwis się zmienił w ciągu ostatnich 2-3 lat. Praktycznie nie spotkamy tam już nieostrych zdjęć czy nierównych kadrów. Teraz modne stają się konta utrzymane w określonej kolorystyce i klimacie, gdzie nie ma miejsca na spontaniczność. A jeśli właścicielom takich profili zdarzy się odstępstwo, to gęsto tłumaczą się przed insta-odbiorcami. To już zaczyna zakrawać o wariactwo. Instagram moim zdaniem z fajnego medium pełnego inspiracji staje się powoli tablicą reklamową. I to chyba nawet nie wina samego Insta. Mocno wierzę, że oprócz roznegliżowanych fitnessek, celebrytek ze sztucznym biustem, ustami i inteligencją czy insta-matek kreujący się na nadludzi, na IG jest jeszcze trochę „zwykłych” ludzi z interesującym przekazem.

selfie autorki
Nie umiem w selfie 😉

Być może jestem staroświecka ze swoim podejściem, ale bardziej wydaje mi się, że po prostu staram się zachować normalność w tym nieco dziwnym świecie. I tak sobie myślę, że skoro już kilkadziesiąt lat temu Czesław Niemen śpiewał, że „dziwny jest ten świat”, to nie mam pojęcia jak oceniłby ten współczesny insta-świat.

0 0 głosy
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Feeedback
Zobacz wszystkie komentarze
0
Skomentujx