Michał Wyzga „Jestem przy tobie”
Znajdujące się w tytule tej nietuzinkowej książki zapewnienie w pierwszej chwili wywołuje pozytywne skojarzenia, przywodząc na myśl wsparcie, troskę i poczucie bezpieczeństwa. Jednak zapewniam was, że w trakcie lektury wasze postrzeganie tego zwrotu może znacząco ulec zmianie. Jeśli jesteście fanami powieści ze słowiańskimi motywami, a przy tym lubicie historie z dreszczykiem, ta książka powinna przypaść wam do gustu. Moim zdaniem jest to całkiem udany debiut, a otwarte zakończenie daje nadzieję na kontynuację tej pokręconej historii.
Mocny początek
Podobno najważniejsze jest pierwsze wrażenie, pierwsze zdania powieści, które przyciągną czytelnika i nie pozwolą mu się oderwać od lektury. „Jestem przy tobie” zaczyna się niewinnie – ot wracający z delegacji mąż prowadzi telefoniczną rozmowę z żoną. Wydaje się, że tej parze wszystko cudownie się układa, że właśnie rozpoczynają nowy etap w życiu, wszak umowa, którą podpisał Kamil Rokicki wiąże się z niezłą gratyfikacją finansową. I wtedy na drodze Kamila niespodziewanie staje tajemnicza autostopowiczka. Mężczyzna nie ma pojęcia, że to spotkanie na zawsze zmieni jego życie i to szybciej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać…
Kto tak naprawdę jest głównym bohaterem?
Nie wiem czy to kwestia tego, że dawno nie czytałam żadnych thrillerów, czy też autor tak umiejętnie zbudował klimat grozy, ale czytając pierwsze dwa rozdziały autentycznie się bałam. Dawno żadna książka nie wywołała u mnie takich emocji. Dalej było już może nieco mniej strasznie (albo to ja zapanowałam nad swoimi emocjami i starałam się aż tak mocno nie wczuwać w tę historię), ale zapewniam, że dużo się działo i w zasadzie akcja nie zwalniała aż do ostatnich stron. Choć postać Kamila Rokickiego szybko ustępuje miejsca Sławomirowi Bugieniakowi – cenionemu psychoterapeucie, o nieco nietypowym wyglądzie, znanemu z tego, że potrafi wyprowadzić na prostą nawet najbardziej beznadziejne przypadki, to akcja powieści wcale na tym nie traci.
Dzicy lokatorzy
Ogromne brawa dla autora należą się za symboliczne imiona i nazwiska stworzonych przez niego postaci. Myślę, że wnikliwy czytelnik szybko dostrzeże te analogie do mitycznych postaci z kręgu kultury tak słowiańskiej, jak i chrześcijańskiej. Z kolei ekipa zamieszkująca domek letniskowy Bugieniaka wprowadza do tej książki nie tylko element humorystyczny, ale też wpisuje się w coraz wyraźniej widoczny we współczesnej literaturze trend na oswajanie domowych bóstw, w które dawniej wierzono i przypisywanie im ludzkich cech. Potulny i ugodowy Domowik nieustannie próbuje naprawiać swoje relacje ze złośliwą i wszystkowiedzącą Kikimorą. Jeśli dodamy do tego nieco zdystansowanego i tajemniczego Bannika, wtrącającego co rusz angielskie zwroty w prowadzonych z innymi rozmowach, otrzymujemy iście piorunującą mieszankę postaci, która nieźle namiesza w życiu Bugieniaka.
Znakomity debiut
Jedyne czego mi w tej powieści zabrakło to jakieś wyjaśnienie, dlaczego akurat w tym momencie w uporządkowanym życiu Rokickiego pojawiła się tajemnicza postać (ach, jak mnie korci, żeby wam powiedzieć kto to był, ale nie chcę wam zepsuć radości z czytania), przez którą musiał udać się na terapię właśnie do Bugieniaka, który jak się okazuje ze światem nadprzyrodzonych stworzeń związany był właściwie od zawsze… Czyżby demony zamieszkujące las w pobliżu domku letniskowego psychoterapeuty tak rozpaczliwie potrzebowały jego pomocy akurat w tym momencie? Swoją drogą ten wątek z psychoterapią demonów jest genialny. Jeśli szukacie nietuzinkowej lektury, kochacie słowiańskie wierzenia i jesteście gotowi na prawdziwy miks gatunkowy, to „Jestem przy tobie” na pewno się wam spodoba. Połączenie słowiańskich wierzeń z elementami horroru, doprawione szczyptą psychologii tworzą oryginalną historię, w której nie ma miejsca na nudę. Polecam!