Motyw na listopad: detoks
Częstotliwość publikowania tutaj dramatycznie spadła, ale w zasadzie w mediach społecznościowych też nie jestem w ogóle aktywna. Co nie znaczy, że ich regularnie nie przeglądam. Jednak życie dzieje się poza internetem i co do tego nie mam żadnych złudzeń. W październiku wzięłam na tapet odporność i mam z tego czasu jedną mocną refleksję – produkty pszczele to złoto. Polecam gorąco pyłek, pierzgę, propolis i wszystko, co te cudowne stworzenia produkują. Kiedy te produkty działają? Kiedy się ich używa. Regularnie. I tak jest w zasadzie ze wszystkim. Nie jest to może odkrywcza refleksja, ale powiedzcie, tak z ręką na sercu, ile razy kupiliście jakiś specyfik z zamiarem używania go w bliżej nieokreślonej przeszłości, a potem zaginął on w czeluściach szuflady i znalazł się już z przekroczonym terminem ważności. Przyznaję, że tak mi się zdarzało. Akurat jeśli chodzi o produkty pszczele to ich wielki plus jest taki, że w zasadzie poza pyłkiem kwiatowym, nie mają określonego terminu przydatności do spożycia. Jednak żeby działały, trzeba je stosować.
Przegięłam…
Tak samo jest z detoksem – żeby zadziałał, trzeba go przeprowadzić. Chyba wreszcie dojrzałam do takiej decyzji, mając w pamięci kilogramy słodyczy, jakimi się objadałam w ostatnich tygodniach. Ta niepohamowana ochota na słodkie skądś się wzięła, podobnie jak notoryczne zakupy czynione wieczorami za pośrednictwem internetu. Na pocieszenie – po ciężkim dniu, tygodniu, po stresujących wydarzeniach. Pora trochę to opanować, bo czuję, że zaczęło się to wszystko wymykać spod kontroli. Stąd pomysł na listopadowy motyw. Detoksu potrzebuję na wielu polach i zamierzam działać kompleksowo.
W oczekiwaniu na wiosnę
W tym roku jakoś wyjątkowo nie lubię jesieni. Niby początkowo cieszyłam się z jej nadejścia, ale zaraz nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Wyraźnie odczuwalny spadek temperatury, poranne ciemności, a teraz jeszcze powroty po zachodzie słońca to nie są rzeczy, które napawają mnie radością. Podobnie jak paskudne robale, zawzięcie pchające się do domu wszelkimi możliwymi szczelinami. Brrr… I niby powinno się żyć teraźniejszością, ale ja nie przestaję myśleć o wiośnie. Posadziłam kilkadziesiąt cebulek tulipanów przed domem, czekam na dostawę krzewów owocowych do sadu, planuję już co gdzie posadzę w warzywniku w kolejnym sezonie. Ta wiosna jest teraz jeszcze tak bardzo odległa, wręcz nierealna, wszak by jej doczekać, trzeba najpierw przetrwać te wszystkie ponure, ciemne i zimne miesiące. Ale wiem, że nadejdzie, a ja chcę ją powitać przygotowana jak najlepiej.
Koniec z czekaniem
Może nieco odbiegłam od głównego tematu, wróćmy zatem do detoksu, który jest motywem tegorocznego listopada. Nie wiem czy to najlepszy czas na takie akcje, ale moje ciało i głowa zdecydowanie go potrzebują. Nie planuję żadnych modnych kuracji, ale solidny reset w postaci regularnie prowadzonego IF na pewno mi się przyda. Wiem, że nie będzie łatwo, bo zgrać pory posiłków z życiem i pracą to niemałe wyzwanie, ale to w sumie tylko 30 dni (już w zasadzie 29), dam radę. Mam nadzieję, że coś się ruszy wraz z tym wyzwaniem, bo ostatnio bardziej wegetuję niż żyję i zdecydowanie brakuje mi energii. Do tego detoks głowy – zero przeglądania pierdół w internetach, zero thrillerów, kryminałów itp. literatury. W weekendy jak najmniej telefonu, za to dużo spacerów, lasoterapii i uziemiania.
Ćwiczenie wytrwałości
Wierzę, że wytrwam w tym cały miesiąc, że znajdę sposób na to, żeby po 5, maksymalnie 10 dniach nie przechodziła mi ochota na zmiany i wszelkie związane z tym niewygody. Nie lubię nudy, dlatego mam w zanadrzu parę detoksowych tricków, które chętnie przetestuję na własnej skórze. Jeśli też czujesz, że potrzebujesz zmiany/resetu/detoksu, śmiało dołączaj do tego wyzwania. Na pracę nad sobą (wielopoziomową) zawsze jest dobry czas. Po wczorajszym nowiu czuję wyraźny przypływ energii – dziś cały dzień porządkowałam, przestawiałam, ogarniałam i gotowałam. Nie dam się jesiennym smutkom, a najlepszym narzędziem do tego jest zajęcie rąk i tym samym głowy.
PS: Ten muchomor na zdjęciu jest zupełnie bez związku, zbieram je wyłącznie na fotografiach.