Kosmetyczne hity #1
Takich zagadnień jeszcze u mnie nie było, ale nie samymi książkami i roślinami żyje człowiek, stąd decyzja o lekkim rozszerzeniu tematyki tej strony. Od dobrych kilku lat moja pielęgnacja skręca coraz bardziej w naturalną stronę i coraz mocniej przekonuję się, że zadbana cera może wyglądać świetnie bez makijażu, a make up, który kiedyś był normą teraz przeszedł do kategorii od wielkiego dzwonu. Kiedyś nie przegapiłam żadnej promocji na kolorówkę w Rossmannie, teraz zdecydowanie stawiam na pielęgnację, a kolorowe kosmetyki poszły w odstawkę. Jeszcze kilka lat temu na półce w łazience miałam krem na dzień, krem pod oczy, peeling do twarzy i płyn do demakijażu, za to cienie do powiek, tusze do rzęs, róże, pudry i szminki nie mieściły mi się w kosmetyczce. Obecnie te proporcje są dokładnie odwrotne. Co jakiś czas zdarza mi się trafić na absolutne kosmetyczne hity, więc stwierdziłam, że chętnie się nimi z Wami podzielę, może Wy też polubicie się z tymi produktami.
MIYA myBBcream
Na pierwszy ogień idzie produkt, który jest ze mną już od ponad roku. Jeszcze będąc w ciąży szukałam jakiegoś lekkiego podkładu z dobrym, bezpiecznym składem i tak trafiłam na Miya myBBcream. Przy pierwszym użyciu byłam trochę zaskoczona jego dość rzadką konsystencją i specyficznym zapachem, który nie każdemu może przypaść do gustu. Jednak kiedy już nauczyłam się go nakładać, a nieprzyjemny zapach okazał się mało istotnym szczegółem w porównaniu do efektów, jakie daje ten krem, stał się on numerem jeden w mojej kosmetyczce i teraz niezależnie od pory roku używam go zawsze, kiedy chcę rozświetlić moją buzię i nadać jej jednolity koloryt, bez efektu maski, jaki zazwyczaj dają podkłady. To krem BB, ale zapewnia on delikatne, dla mnie wystarczające krycie (kiedy zależy mi na nieco mocniejszym kryciu, nakładam drugą warstwę kremu lub mieszam go z odrobiną podkładu) i pozostawia na skórze fajny efekt glow, takiego zdrowego blasku. Osobiście nie przepadam za matowym wykończeniem makijażu, więc mi taki efekt jak najbardziej pasuje. Jeśli ktoś lubi mat, zawsze może użyć jeszcze pudru matującego.
Krem Miya trzyma się na skórze cały dzień, a dzięki zawartości olejku ze słodkich migdałów i kwasu hialuronowego dodatkowo nawilża skórę. No i nie trzeba pod niego używać żadnego dodatkowego kremu. Same plusy! A, i ma jeszcze filtr SPF 30. Kolor light, którego używam nie jest wcale taki jasny, więc dla posiadaczek bardzo jasnej cery może okazać się nieodpowiedni. Wiem, że w sieci ten krem BB ma bardzo różne opinie, ale dla mnie jest odkryciem minionego roku i za jego przyczyną z zainteresowaniem sięgam po kolejne produkty tej marki, bo ma ona w swojej ofercie naprawdę wiele takich kosmetycznych perełek.
Mydlarnia Cztery Szpaki hydrolat z róży damasceńskiej
Hydrolaty różane pokochałam od pierwszego użycia już dobrych 5 lat temu. W sumie nigdy nie używałam innych, bo kiedy tylko kończę jedną buteleczkę różanego hydrolatu, natychmiast zaopatruję się w kolejną. Były lepsze i gorsze, ale ten od Czterech Szpaków jest prawdziwym sztosem. Po pierwsze mimo moich wcześniejszych obaw (bo jego cena do niskich nie należy) jest bardzo wydajny. Starcza na dobrych kilka miesięcy regularnego używania, pięknie pachnie i cudownie nawilża i koi skórę. Używam go codziennie rano i wieczorem, a czasem również w ciągu dnia, kiedy czuję, że moja skóra potrzebuje dodatkowego nawilżenia.
Hydrolat różany od Czterech Szpaków ma prosty, naturalny skład, bez żadnych dodatkowych wypełniaczy: hydrolat z kwiatów róży damasceńskiej i ekologiczny konserwant z rzodkwi. To cała jego zawartość. Szklana, ciemna butelka, w której kosmetyk się znajduje, zasługuje na dodatkowy plus. To nie jedyny produkt Mydlarni Cztery Szpaki, który trafił w mój gust w 100%, ale ich genialny olejek śliwkowo-waniliowy, czy masło z cynamonem i wanilią choć fantastyczne mają jedną znaczącą wadę – za szybko się zużywają. Natomiast hydrolat z róży znacząco przebił ich swoją wydajnością, dlatego zasłużył na wyróżnienie w tym zestawieniu.
Nacomi serum z witaminą C 15%
Ten produkt wrzuciłam kiedyś do koszyka podczas zakupów w Hebe, kiedy szukałam czegoś, co rozświetli choć trochę moją zmęczoną zarwanymi nockami cerę. Nie wiązałam z tym produktem wielkich nadziei, ale że był na promocji, to pomyślałam, że dam mu szansę. No i jakież było moje zdziwienie, kiedy już po pierwszej aplikacji, moja skóra rankiem, po kolejnej nocy z kilkoma pobudkami, wyglądała na rozświetloną i wypoczętą. Przy regularnym stosowaniu zauważyłam wyraźną poprawę jej kondycji i redukcję przebarwień oraz niedoskonałości. Witamina C (a mamy ją tutaj w potrójnej dawce), jak obiecuje producent tego specyfiku ma także spowalniać procesy starzenia i redukować zmarszczki.
Serum od Nacomi ma bardzo delikatny, prawie niewyczuwalny zapach i lekką konsystencję, dzięki której wchłania się bardzo szybko. Dla mnie najważniejsze jest, że mimo zarwanych nocek moja skóra wygląda naprawdę ok, kiedy używam tego kosmetyku, a już największą jego zaletą jest fakt, że ta poprawa wyglądu skóry widoczna jest od pierwszej aplikacji. I właśnie to sprawia, że szczerze polecam ten produkt z witaminą C, zwłaszcza młodym mamom słabo śpiących dzieci 🙂 Oczywiście przy używaniu tego typu kosmetyków trzeba pamiętać, by uważać na preparaty zawierające retinol, czy też innego rodzaju kwasy, a także stosować kremy z wysokimi filtrami SPF.
Ziaja GdanSkin olejowy peeling do ciała z kruszonymi muszlami
Ten produkt też trafił w moje ręce trochę przypadkiem – dorzuciłam go do wirtualnego koszyka, bo jak to bywa w przypadku Grażyny biznesu brakowało mi kilkunastu złotych do darmowej dostawy. A skoro za tę kwotę mogę mieć peeling, którego i tak potrzebuję, a przy tym nie płacić za dostawę… Rachunek był prosty. No i polubiłam się z tym peelingiem od pierwszego użycia. Po pierwsze zapach – świeży, taki trochę męski, ale totalnie trafiający w mój gust. Po drugie konsystencja – olejowa, gęsta, z wyraźnie wyczuwalnymi drobinkami peelingującymi. Po trzecie działanie – produkt Ziai robi o wiele więcej niż standardowy peeling, bo poza złuszczaniem naskórka, także wygładza, zmiękcza i nawilża skórę. Po jego użyciu praktycznie nie trzeba już stosować żadnym balsamów do ciała, więc to świetna opcja, kiedy mamy czas wyłącznie na szybki prysznic. I tak zupełnie przypadkiem odkryłam peeling, do którego będę wracać i który polecam, nie tylko ze względu na opisane wyżej właściwości, ale też za fajny, naturalny skład.
Zauważyliście, że polecam produkty wyłącznie polskich firm? To nie przypadek, ale też nie żadna współpraca. Po prostu lubię wspierać nasze rodzime biznesy, a skoro polskie kosmetyki są naprawdę warte uwagi, to zdecydowanie wolę o nich pisać i ich używać, mimo dość powszechnej mody na produkty koreańskie, francuskie czy kanadyjskie. Nie wykluczam, że kiedyś je przetestuję, ale póki co mam polskich ulubieńców, których polecam.