Leonard J. Pełka „Polska demonologia ludowa” – recenzja
Książka Leonarda Pełki „Polska demonologa ludowa. Wierzenia dawnych Słowian” ukazała się po raz pierwszy w 1987 roku. Pod koniec ubiegłego roku zdecydowano się na jej wznowienie i kiedy tylko się o tym dowiedziałam, publikacja ta od razu wskoczyła na top mojego czytelniczego must read. Pozycję tę określa się jako jedną z najważniejszych książek poświęconych polskiej demonologii. Czy jest to określenie na wyrost? Niekoniecznie. Choć „Polska demonologia ludowa” nie okazała się tym, czego się spodziewałam, to wciąż pozostaje jednym z nielicznych opracowań na temat wierzeń naszych przodków i w mojej ocenie jest dziełem, po które warto sięgnąć, choćby po to, by poczytać barwne relacje świadków spotkań ze słowiańskimi demonami.
Fascynujący świat dawnych Słowian w trudnej formie
Faza na słowiańskie wierzenia trwa u mnie już od dobrych kilku lat. Niestety wartościowych książek w tym temacie mamy jak na lekarstwo, dlatego opracowanie stworzone przez religioznawcę i socjologa, wydało mi się wartym uwagi. Muszę jednak przyznać, że „Polska demonologia ludowa” była lekturą trudną i czasochłonną. To nie jest książka, którą przeczytacie w dwa wieczory. Pomijając już blisko 400-stronicową objętość i naukowo-akademicki język, jakim opracowanie jest napisane, drobiazgowość, z jaką autor „Demonologii” podchodzi do tematu jest momentami przytłaczająca. Niejednokrotnie w czasie lektury miałam wrażenie, że czytam kolejny raz te same informacje, przekazywane nieco innymi słowami.
Sam wstęp i pierwszy rozdział potrafiły zmęczyć. Liczyłam na lekką zmianę tonu przy opisach poszczególnych demonicznych kręgów, jednak tu znów czekało mnie rozczarowanie – dokładne procentowe wyliczenia, pokazujące jaka część społeczności w jakim regionie Polski miała określone wyobrażenia na temat danego demona potrafiły zniechęcić, nawet najbardziej wytrwałego czytelnika. Rozumiem, że z punktu widzenia badacza dawnych wierzeń takie dane mogą fascynować, przeciętnego czytelnika jednak naprawdę nie obchodzi, że 30% informatorów twierdziło, iż Rusałki pojawiają się nad brzegami wód nocą, 23%, że przed i po północy, 10%, że nocą, ale tylko wiosną i latem, a 12%, że nocą przy pełni księżyca. To tylko jeden z przykładów. A teraz wyobraźcie sobie takie dane pomnożone kilkadziesiąt razy, bo przecież nasza rodzima demonologia obfituje w najrozmaitsze stwory, których Leonard Pełka nie omieszkał szczegółowo opisać – tak, również w danych procentowych. Nic więc dziwnego, że przeczytanie tej książki, mimo szczerych chęci zajęło mi blisko miesiąc.
Szukając plusów
Jeśli dla kogoś miało by to być pierwsze spotkanie z wierzeniami naszych przodków, forma, w jakiej swoją wiedzę na temat demonologii dawnych Słowian zaserwował Pełka, może zniechęcić do dalszego zgłębiania tej tematyki. Ponadto mnogość mitycznych stworzeń momentami może przyprawić o zawrót głowy (choć i tak jest ich o wiele mniej niż, np. w „Bestiariuszu słowiańskim”). Jednak dla osób, które miały już wcześniej styczność z tą tematyką, mimo trudnej formy, „Demonologia” może być naprawdę wartościową lekturą. Fascynujący jest wpływ kościelnych nauk na kształtowanie się demonicznych wyobrażeń w ludowej świadomości. Mimo setek lat chrześcijańskich wpływów, na polskiej prowincji, zwłaszcza w regionach wschodnich i południowych, jeszcze na początku XX wieku żywa była wiara w niektóre demony atmosferyczne, diabły i czarownice. Mocną stroną książki są na pewno relacje rzekomych świadków spotkań z istotami demonicznymi. Interesujące są także opisy radzenia sobie z siłami natury i próby oszukania czy przekupienia demonów, podejmowane przez naszych przodków. Takich perełek znajdziemy w „Polskiej demonologii ludowej” całkiem sporo i to zdecydowanie jedna z mocniejszych stron tej publikacji.
My, Słowianie
Niepojęte jest dla mnie dlaczego w szkole praktycznie ani słowem nie wspomina się o naszej rodzimej mitologii, za to w kółko wałkuje się tę grecką czy rzymską. Kończąc naukę nie mamy zielonego pojęcia o wierzeniach naszych przodków, a co za tym idzie o wielu aspektach naszej dawnej kultury, która mimo stopniowego odchodzenia w niepamięć, wciąż jeszcze broni się resztkami sił i od czasu do czasu wraca w szeroko pojętej popkulturze. Od dzieciństwa fascynowało mnie wszystko, co związane z dawnymi wierzeniami. Uwielbiałam, gdy mama czytała mi słowiańskie legendy. Bawiąc się nad rzeką, uważnie wpatrywałam się w tafę wody w poszukiwaniu utopców. Wierzyłam, że moja babcia jest czarownicą, a z suszących się pod sufitem letniej kuchni ziół, potrafi przyrządzać magiczne eliksiry.
Ten magiczny pierwiastek i pociąg do tego, co ma w sobie elementy dawnych ludowych wierzeń, mimo upływu lat, gdzieś we mnie pozostał. Odkryłam go na nowo dopiero kilka lat temu, kiedy w moje ręce wpadła „Szeptucha”. Nie jestem fanką fantastyki, ale seria Katarzyny Bereniki Miszczuk „Kwiat paproci” wciągnęła mnie do magicznego słowiańskiego świata i to głównie dzięki tym książkom po raz pierwszy usłyszałam o istnieniu niektórych słowiańskich demonów. Po kryminały Katarzyny Puzyńskiej sięgnęłam głównie ze względu na elementy wierzeń dawnych Słowian, jakie pojawiały się w niektórych tomach. „Bestiariusz słowiański” zajmuje honorowe miejsce na moim regale, a w kolejce czeka jeszcze przynajmniej kilka książek z motywami słowiańskich wierzeń. Wszystkim zainteresowanym tą tematyką polecam stronę Slavicbook, której autorka poleca i recenzuje często niszowe pozycje, których próżno szukać w topkach popularnych księgarni, a które obfitują w słowiańskie wątki. Autorka robi tu naprawdę kawał dobrej roboty. Ostrzegam, że można na tej stronie przepaść na długie godziny 😉
Ocalić od zapomnienia
Wznowienie „Polskiej demonologii ludowej”, którego podjęło się wydawnictwo Replika, było początkiem wydawniczej serii prac dotykających aspekt wierzeń naszych przodków i szeroko pojętej słowiańskiej kultury. Dotychczas w serii ukazało się sześć książek związanych z tą tematyką i mam nadzieję, że prędzej czy później chociaż fragmenty tych prac trafią do szkolnych podręczników. Nie potrafię pojąć jak można aż do tego stopnia lekceważyć rodzimą kulturę, żeby nie było o tym praktycznie żadnych wzmianek w programie nauczania na poziomie żadnej ze szkół. Niezależnie od tego, czy wolicie lekką formę fantastyki, popularnonaukowe treści, czy też akademickie opracowania, myślę, że jako słowiańscy potomkowie powinniśmy choć raz w życiu sięgnąć po książki dotykające tego tematu. Bo czy tego chcemy, czy nie, te prastare wierzenia wciąż znajdują odbicie w naszej codzienności.
Czy wiecie, co wspólnego z ubożętami ma kultywowany do dziś (jakże bezrefleksyjnie) zwyczaj przenoszenia panny młodej przed próg? Albo jak dawniej rozumiano powiedzenie „siedź w kącie, a ujrzą cię”? Okazuje się, że dziś zupełnie błędnie je interpretujemy. „Polska demonologia ludowa” mimo swojej nieco ciężkiej formy daje odpowiedzi na te i wiele innych pytań. Moim zdaniem warto przez nią przebrnąć, a jeśli zniechęca was styl, przypominający nieco pracę magisterską, zawsze możecie sięgnąć po inne książki z serii. Podobno prace Bohdana Baranowskiego, również wznowione w ubiegłym roku, czyta się o wiele przyjemniej. Jak dobrze, że dwie kolejne czekają już na moim regale 😉
Moja ocena 6/10