podsumowanie stycznia 2020
Lifestyle

Podsumowanie miesiąca – styczeń 2020

Fajny był ten styczeń. Sporo się działo. Może też dlatego wreszcie nie mam poczucia, że kolejny miesiąc minął mi nie wiadomo kiedy. Cieszę się, że udało mi się wrócić do regularnego publikowania na blogu. Zgodnie z planem nowy rok zaczęłam z przytupem i nie mam zamiaru zwalniać. Tyle rzeczy chciałabym robić, że doba chwilami wydaje mi się za krótka. Ale nie zobaczycie tu haseł głoszących gówno prawdę, że wszystko jest kwestią organizacji. No nie jest. Czasem to po prostu kwestia szczęścia, że coś się uda zrobić, a czegoś innego nie. Nie na wszystko mamy wpływ. Ale z każdej sytuacji warto wyciągać wnioski. Wszak człowiek uczy się przez całe życie.

Uważność

Staram się naprawdę doceniać każdą chwilę, uczyć się uważności, bycia tu i teraz. Nic nie jest nam dane raz na zawsze, dlatego każdego dnia dziękuję Bogu za zdrowie, za moją rodzinę, za wszystko, co mnie spotkało danego dnia. Cieszy mnie każdy uśmiech i dobre słowo, skierowane w moją stronę. Cieszą mnie wszystkie przeczytane książki, słońce za oknem i sukienka z metką upolowana na łowach w second handzie. Cieszy mnie każdy nowy liść u moich roślinek, nowe danie, które udało mi się przyrządzić i spokojny wieczór. Jest tyle powodów do radości – trzeba tylko umieć je dostrzec.

styczniowe krajobrazy
Niby styczeń, a wygląda jak wiosna

Każdego dnia staram się pracować nad tym, by być lepszym człowiekiem, mieć więcej cierpliwości, wewnętrznego spokoju i opanowania. Nie zawsze się udaje, ale nie ustaję w moich staraniach. Ależ się filozoficznie zrobiło. Pora na zmianę tematu.

Smog nasz powszedni

Nie chciałam tu narzekać, ale czy nie macie wrażenia, że dawniej, mimo iż wszyscy palili w piecach węglowych, powietrze zimą nie było aż tak zanieczyszczone? A teraz popołudniami po prostu nie da się oddychać. I mówię tu o wsi, a co mają powiedzieć mieszkańcy większych miast? Zimą zdecydowanie za mało się ruszam, więc staram się przynajmniej kilka razy w tygodniu zabrać psa na dłuższy spacer. Wychodzę z zamiarem odetchnięcia pełną piersią, a tu już po kilku oddechach muszę nasuwać szalik na nos, bo smród dymu wiszącego w powietrzu jest nie do wytrzymania. I to jest ten moment, kiedy jeszcze na dobrą sprawę nie było zimy, a ja już mocno zaczynam tęsknić za wiosną. I nie wiem czy to wina tego, co ludzie spalają w piecach, czy to efekt cieplarniany, czy też jako dziecko miałam jakiś słabszy węch (teraz mam tak wyostrzony, że jestem w stanie rozpoznać, czy kawa jest posłodzona, czy nie), ale to co wisi w powietrzu i czym oddychamy na co dzień to jakiś koszmar

Medialny detoks

Z racji ostatnich wydarzeń jeszcze bardziej cieszy mnie, że od pewnego czasu stosuję detoks od mediów, a zwłaszcza telewizji. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co się teraz dzieje w głównych wydaniach programów informacyjnych. Koronawirus, brexit, megxit – wiem na ten temat tyle, ile potrzebowała się dowiedzieć, czyli niezbędne minimum. A swoją drogą jakie fajne mamy czasy, że nierzadko o ważnych wydarzeniach człowiek dowiaduje się z memów.

paczka z ali
źródło: demotywatory.pl

Uwielbiam memy, zwłaszcza takie z nietypowym poczuciem humoru. Kreatywność ich twórców, którzy potrafią połączyć zabawny tekst dotyczący aktualnych wydarzeń z różnego rodzaju zdjęciami, bywa zaskakująca i mówcie co chcecie, ale zrobienie dobrego mema to jest według mnie, jakiś rodzaj sztuki.

Książki i kwiatki

W styczniu przeczytałam cztery książki. „Piechotą do źródeł Orinoko” już zrecenzowałam. Kolejna książka pochodziła z mojego stosiku hańby zawierającego książki dotyczące zdrowego odżywiania i szeroko pojętej dietetyki. Dawno nic w tym temacie nie czytałam, więc uznałam, że pora sięgnąć  po którąś z zalegających na półce publikacji. No i śmiesznie wyszło, bo okazało się, że mam już na tyle rozległą wiedzę w tym obszarze, iż ze zdumieniem odkryłam, że niektóre fragmenty książki, którą wybrałam i tezy stawiane przez autorkę to zwyczajne bzdury, które na przestrzeni ostatnich lat zostały obalone. Nieźle. Nie będę wam nawet pisać, co to za książka, bo nic porywającego w niej nie było (no, może poza rozdziałem dotyczącym salicylanów, który zrobił na mnie spore wrażenie i dużo się z niego dowiedziałam).

ksiazki gabrieli gargas
Okładki mnie totalnie urzekły

Pozostałe dwie książki to część cyklu Gabrieli Gargaś, które pożyczyłam w bibliotece, bo chciałam poczytać coś lekkiego i odetchnąć od kryminałów, które namiętnie czytywałam przez ostatnie miesiące. Szału nie ma, ale całkiem przyjemnie się czyta, choć zakończenie drugiego tomu było mega słabe. Nieplanowana ciążą głównej bohaterki to temat tak oklepany w literaturze kobiecej, że aż mdli, a scena bójki dwóch facetów o kobietę wywołała u mnie uśmiech zażenowania. Została mi jeszcze jedna część, którą pewnie znów przeczytam w trzy wieczory, a po miesiącu nie będę w ogóle pamiętała o czym to było. Polecicie jakieś fajne książki zaliczane do tzw. literatury kobiecej? Jakoś nie mogę trafić na nic porywającego.

rosliny nie sa tanie mem
źródło: facebook.com/succulent memes

W styczniu po raz pierwszy od kilku miesięcy nie kupiłam żadnej roślinki. Cytując klasyka -jak do tego doszło nie wiem. To chyba efekt tego, że widzę jak kiepsko rośliny znoszą małą ilość światła. Więc jeszcze z miesiąc takiej przerwy, a potem zamierzam kupić wreszcie moją wymarzoną peperomię watermelon, alokazję i begonię koralową. I może jeszcze jakąś kolejną odmianę epipremnum… A potem znów będzie zakupowa pauza, bo naprawdę nie mam już miejsca na parapetach, a niestety z dala od światła większość roślin kiepsko rośnie. Choć mam na oku fajne kwietniki, więc może jakoś problem braku miejsca da się rozwiązać.

Parę słów podsumowania

Taka refleksja po jednym ze styczniowych spacerów – pies i dron to nie jest najlepsze połączenie. Zwłaszcza duży, ciężki pies. Zwłaszcza, kiedy dopiero uczysz się obsługi drona i jest nieco wietrzny dzień.

A propos psów – naprawdę fajny był ten styczeń, bo nawet do kina udało mi się wybrać. Na „Psy 3”. Uwielbiam Bogusława Lindę, ale tym razem to już nie było to, co zwykle. Miałam wrażenie, że Linda gra parodię samego siebie sprzed ćwierć wieku. Za to Dorociński… Klasa! Jego wątek mógłby być zdecydowanie bardziej rozwinięty. Tak gdzieś do połowy film bardzo mi się podobał, ale im dalej, tym było gorzej. Odnoszę wrażenie, że twórcy filmu bardzo chcieli zrobić kontynuację tego kultowego obrazu, ale zabrakło im pomysłów jak to zgrabnie ugryźć. Nie trafiły do mnie zupełnie motywacje bohaterów, strasznie to było naciągane. A scena strzelaniny pod koniec… Miało być efektownie, wyszło nieco żenująco. Nie mniej jednak cieszę się, że zobaczyłam ten film, choć to już zdecydowanie nie te same „Psy”, co w latach 90. Nie wiem co takiego było w tamtych filmach, ale wciąż lubię czasem do nich wracać. A „Psy” w XXI wieku… cóż… Dorociński zdecydowanie ratował całą tę przeciętność.

0 0 głosy
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
Starsze
Nowsze Most Voted
Feeedback
Zobacz wszystkie komentarze
Grzegorz

„zrobienie dobrego mema to jest według mnie, jakiś rodzaj sztuki” – też tak uważam cytując klasyka ” I’m something of a artist myself” 😉

1
0
Skomentujx