
Anna Szczypczyńska „Zostań u mnie na noc”
*współpraca recenzencka z wydawnictwem Luna
Jak ja potrzebowałam takiej książki! Wypełnionej słońcem i zapowiedzią zbliżającego się lata. Takiej lekkiej, a zarazem niosącej ze sobą różne przesłania. I tak przyjemnie napisanej. Anna Szczypczyńska po raz kolejny udowadnia, że ma swój niepowtarzalny styl, który polubiłam od pierwszej jej książki (to było „Gdzieś pomiędzy wierszami”). Tę książkę chłonie się wszystkimi zmysłami. Zauważyłam przy tym ciekawą rzecz – podczas lektury większości powieści przede wszystkim skupiam się na fabule, na losach bohaterów. Natomiast w przypadku „Zostań u mnie na noc” ta fabuła była dla mnie gdzieś na drugim miejscu. Na pierwsze wysunęły się opisy, które nadawały tej powieści klimatu, charakteru. Szczypczyńska tak zgrabnie maluje słowem, że dosłownie czułam, jakbym biegła warszawskimi ulicami, uciekając przed burzą, celebrowała wieczorny piknik na kocu (aż nabrałam ochoty na sery i wino), albo uczestniczyła w redakcyjnym kolegium. I jeszcze „rośliniarski” wątek – całkiem zgrabnie wpleciony w całość, a tak bliski mojemu sercu – nic dziwnego, że tak mi się spodobała ta powieść.
Książki górą
Tak się jakoś złożyło, że nie czytałam pierwszej części serii, czyli „Dzisiaj śpisz ze mną”. Filmu na jej podstawie nie dałam rady obejrzeć, wyłączyłam go po 5 minutach. Może kiedyś dam mu drugą szansę, ale zdecydowanie wolę słowo pisane. Mimo nieznajomości wcześniejszych losów Niny, głównej bohaterki powieści, nie miałam najmniejszych problemów, by odnaleźć się w jej teraźniejszej sytuacji, zrozumieć jej zachowanie, motywacje (no, przynajmniej częściowo, bo jednak zakończenie do mnie odrobinę nie przemawia), a przede wszystkim polubić tę postać. Okazało się bowiem, że mamy całkiem dużo wspólnego. Wybaczcie drobne spoilery i nadmierną prywatę, ale kiedy czytałam fragment o zakładce do książki, którą córka zrobiła dla Niny, dokładnie wiedziałam, co w danej chwili czuła, bo moje dziecko też za najlepszy prezent dla mamy uznaje własnoręcznie zrobioną zakładkę. No a marzenie o własnej biblioteczce na wymiar, która wreszcie pomieści całą książkową kolekcję… Żywcem wyjęte z mojej głowy. Podejście do biegania, które uległo lekkiej zmianie, kiedy zostałam mamą… Tych przykładów jest zdecydowanie więcej. Pewnie dlatego tak dobrze czytało mi się tę historię.
Idealny moment
Nie raz już powtarzałam, że kocham w książkach to, że przenoszą mnie w inny świat, pozwalają na chwilę zapomnieć o własnych problemach, oderwać się od rzeczywistości, jaka by ona w danej chwili nie była. Powieść „Zostań u mnie na noc” trafiła do mnie w idealnym momencie. Tak bardzo potrzebowałam lekkiej, ale wciągającej lektury. Na dwa wieczory przepadłam w świecie Niny i bardzo nie chciałam z niego wracać.

Nina mimo życiowych zawirowań, które stały się jej udziałem, całkiem sprawnie poukładała sobie życie na nowych zasadach. Przede wszystkim okazało się, że ma wokół siebie mnóstwo życzliwych ludzi, na których może liczyć. Przyjaciółka, koleżanki z pracy, nowa przebojowa szefowa (co za fajna postać!), rodzice, a nawet były mąż – wszyscy są gotowi ją wspierać w kryzysowych momentach, przypominając, że oprócz wszystkich życiowych ról jakie pełni, jest przede wszystkim Niną i czasem powinna pomyśleć wyłącznie o sobie.
Kobieca siła
Każdy rozdział rozpoczyna się cytatem, a ich różnorodność i trafność jest naprawdę zaskakująca. Uwielbiam takie połączenia, subtelne wprowadzanie nastroju, nakierowywanie myśli na to, co ma wydarzyć się w danym rozdziale. Podobało mi się także, że ta książka jest taka… kobieca. Wiadomo – napisana przez kobietę, dla kobiet, ale obraz kobiet, jaki się z tej historii wyłania zdecydowanie zaprzecza powiedzeniu, że to słaba płeć. Wszystkie kobiece bohaterki „Zostań u mnie na noc” są odważne, wiedzą, czego chcą i choć w przeszłości zdarzało im się popełniać różne błędy, to wyciągnęły z nich wnioski i dzięki temu stały się jeszcze silniejsze.
Na wiosenne przebudzenie
Jeśli można mówić o tym, że jakiś książkowy gatunek pasuje do konkretnej pory roku, to najnowsza powieść Anny Szczypczyńskiej jest lekturą idealną na wiosnę. Jest lekka, subtelna, zmysłowa, ale też w pewien sposób inspirująca. I napisana w taki sposób, że oczami wyobraźni widziałam już film zrealizowany na jej podstawie. I coś czuję, że akurat ten film obejrzałabym z przyjemnością. A na początek polecam książkę. Idealna na ten czas wybudzania się po zimie.
Moja ocena 7/10

