Magdalena Kostyszyn „Też tak mam” – recenzja
O tym, że niełatwo być kobietą, najlepiej wiedzą… same kobiety. A jakie są współczesne kobiety? Z czym muszą się mierzyć na co dzień? Jakie mają marzenia? Jak radzą sobie z macierzyństwem, pracą i własną kobiecością? Na te pytania w założeniu miała odpowiadać publikacja „Też tak mam” Magdaleny Kostyszyn, szerzej znanej, jako twórczyni kultowego już profilu „Chujowa Pani Domu”. Czy autorka podołała postawionemu sobie zadaniu? Czy naprawdę po lekturze tej książki można poczuć, że nie jest się samą ze swoimi problemami, że inne kobiety „też tak mają”?
Jaki to gatunek?
Zanim w ogóle rozwinę się na temat treści zawartych w książce Magdy Kostyszyn, musze tu wtrącić parę słów na temat gatunku, do jakiego należy, a właściwie aspiruje by należeć, ta książka. Bo mam wrażenie, że jest ona stylizowana na reportaż, ale pewnych fundamentalnych elementów gatunku zabrakło, by mogła być określana tym mianem. Przede wszystkim autor, a w tym przypadku autorka reportażu, powinien/powinna zachować bezstronność. A w „Też tak mam” mimo wszystko, gdzieś między wierszami da się odczytać poglądy autorki, przynajmniej na niektóre poruszane w książce kwestie i to mnie trochę rozczarowało. Nie lubię, jak reportażysta narzuca mi, co mam o danej sytuacji myśleć. Nikt nie musi mi podawać na tacy jedynej słusznej interpretacji. Wolę, by tekst był napisany w taki sposób, że ta „właściwa” interpretacja sama do mnie przyjdzie. Tymczasem trudno oprzeć się wrażeniu, że w „Też tak mam” spomiędzy zdań przebija wyraźnie chęć pokazania, jakie kobiety w Polsce są pokrzywdzone i biedne, jak nikt nie liczy się z ich uczuciami etc. Ja w swojej recenzji mogę być subiektywna, autor reportażu z kolei powienien być jak najdalszy od wystawiania ocen.
Matki i nie-matki
Magda Kostyszyn stara się przedstawić w swojej książce różne punkty widzenia – mamy tu i matki spełnione, realizujące się zawodowo (ale niezrozumiane przez społeczeństwo), i takie, które macierzyństwo, a zwłaszcza jego początek zupełnie przerosły. Głos oddano także kobietom, które z różnych względów nie chcą mieć dzieci, a to też wywołuje czasem bardzo silne emocje u wielu osób, które przecież nijak nie powinny rościć sobie prawa do decydowania o planach macierzyńskich innych przedstawicielek płci żeńskiej. Ten rozdział mimo, moim zdaniem, dość słabego początku, jest jednym z lepszych w całej książce. A może to po prostu subiektywne odczucie, bo wiem, co przechodzą matki obdarzone przez naturę high need baby? Tu chwilami miałam wrażenie, że czytam zdania żywcem wyjęte z mojej głowy, bo przecież kilka lat temu „też tak miałam”.
Kobiety pracujące
Początek rozdziału, traktujący o niewidzialnej pracy, jest w mojej opinii najlepszy w całej książce. Natomiast kolejne bohaterki i snute przez nie historie sprawiały, że zaczęłam się zastanawiać o kim tak naprawdę i dla kogo jest ta książka, bo trudno mi było uwierzyć, że prezentowane przez autorkę przykłady dotyczą szerokiej rzeszy Polek, że wiele z nas „też tak ma”. Tu chyba bardziej chodziło autorce o pokazanie odmiennych poglądów na kwestie zarabiania i podziału obowiązków w związku. Było interesująco, momentami przejmująco, ale w przypadku niektórych przykładów odnosiłam wrażenie, że gdzieś tam między słowami wychyla się ocena danej postaci.
Bolesna kobiecość
Rozdział poświęcony kobiecości poruszył mnie najmocniej. Pewnie dlatego, że czytając przytoczone przez Magdę Kostyszyn historie kobiet, dla których comiesięczny ból, wymioty, omdlenia i najmocniejsze środki przeciwbólowe są stałym elementem życia, odnajdywałam też swoją historię. Jestem pewna, że kobiety, które nigdy tego nie doświadczyły, naprawdę nie są w stanie zrozumieć, że może boleć AŻ TAK. Cieszę się, że jestem na wygranej pozycji i mogę powiedzieć „też tak miałAM”, ale czytając te fragmenty płakałam rzewnymi łzami. Pocieszająca jest jednak opisana przez autorkę zmiana perspektywy „,matek anno domini 2021”. A słowa kończące ten rozdział to dla mnie mistrzostwo świata.
„Mówią, że podczas miesiączki nie powinno się piec ciasta i kisić ogórków. Niech powiedzą, że podczas miesiączki nie powinno się także umierać.”
Moc słów
Co trzeba przyznać autorce, to fakt, że znakomicie operuje słowem, potrafi nawet w takim zbiorze historii, zbudować napięcie, grać na emocjach czytelnika, a krótkie, mocne zdania, momentami dosłownie wbijające w fotel, są chyba najmocniejszą stroną tego opracowania. W ogóle warstwa językowa tej książki zasługuje na najwyższe uznanie. Autorce udało się zacytować wypowiedzi wielu rozmówczyń, a przy tym zachować w miarę jednolity styl całości tekstu. Chylę czoła! Przytoczone w „Też tak mam” historie są poruszające, ale też zaprezentowane w taki sposób, że książkę czyta się bardzo szybko i na koniec czytelnik zostaje z takim lekkim zaskoczeniem, że jak to, to już koniec? A przecież jeszcze tyle można było opowiedzieć… Oprócz tego przedstawione w książce historie są momentami ułożone dość chaotycznie, co trochę utrudnia skupienie się na konkretnej historii. Bardziej przypomina to zbiór komentarzy przepisanych z jakiegoś internetowego forum.
Oczekiwania vs rzeczywistość
Zapowiedzi tego wydawnictwa były szumne. Pierwsze recenzje też przekonywały, że to rewolucyjna i rewelacyjna książka. Ale w sumie tak to bywa z pierwszymi recenzjami… Ja zawsze stawiam na szczerość. Bestseller Magdy Kostyszyn jest na pewno ważną i potrzebną książką, ale mam wrażenie, że trochę niedopracowaną. Co mnie najbardziej rozczarowało w tej książce? Jej objętość. Spodziewałam się przyjemnej cegiełki, a tymczasem to zaledwie 170 stron. Autorka nie wyczerpała tematu. Nad tym nie ma co dyskutować. Można się tylko zastanawiać, czy to celowy zabieg, by pozostawić u czytelnika wrażenie niedosytu, czy też książka była pisana w pośpiechu, bo wydawca naciskał. Nie znajdziemy tu też historii, których nie można przeczytać na forach dyskusyjnych czy rozmaitych internetowych grupach. Ale skoro nikt wcześniej nie podjął się opracowania takiego tematu, to brawa dla Magdy Kostyszyn za pomysł i realizację.
Moja ocena 7/10