
Kiedy literki się nie układają
Już od dawna nie wierzę w istnienie weny. A może inaczej – przestałam czekać na jej przyjście, żeby zacząć pisać dopiero wtedy, kiedy poczuję jej obecność. Czasem po prostu siadam i piszę, bo mam wolną chwilę, a literki same się układają w zgrabne zdania. Niekiedy zaś mimo wielu prób, tekst jest jakiś toporny, bez polotu i ląduje zapomniany w szkicach. Prawdę mówią ci, którzy twierdzą, że pisanie to rzemiosło, że można się go nauczyć, a regularne ćwiczenia sprawiają, że każdy kolejny tekst jest bardziej zgrabny i wyrzeźbiony.
Chcesz dobrze pisać -czytaj!
Żeby pisać lepsze teksty, trzeba dużo czytać. O tym przekonałam się na własnej skórze. I mam wrażenie, że każda przeczytana książka, zarówno literackie arcydzieło, jak i zupełny gniot, gdzieś we mnie zostają i później znajdują swoje odbicie w pisanych przeze mnie tekstach. Z oczywistych względów wolę sięgać po dobre teksty. Jeszcze do niedawna miałam tak, że każdą rozpoczętą książkę musiałam doczytać do końca. Teraz za bardzo szanuję swój czas, by tracić go na płytkie lektury, które nic nie wniosą do mojego życia. Choć oczywiście i tutaj zdarzają się wyjątki. Czasem z sympatii do autora, decyduję się dobrnąć do końca jakiejś jego mniej udanej książki. Nie wyobrażam sobie życia bez czytania. Od kiedy w wieku pięciu lat nauczyłam się składać literki, czytanie zajmuje w moim życiu szczególne miejsce. Pisanie podobnie, choć ta miłość przyszła nieco później.
Trochę wspomnień
Pierwsze dyktando w szkole podstawowej. Nauczycielka rozdaje kartki z ocenami. O ile pamiętam dostałam czwórkę, a pierwszy wyraz na kartce był pokreślony czerwonym długopisem. Napisałam „rzaba”. Oczywiście błędów było więcej. Od tamtej pory zawzięłam się na ortografię i z czasem dyktanda stały się moją ulubioną szkolną rozrywką.
Gimnazjum, lekcja języka polskiego tuż po pierwszej klasówce. Polonistka wyczytuje moje nazwisko i każe mi wstać. Spełniam jej polecenie, a serce mocno przyspiesza ze strachu. Przez głowę przelatują setki myśli. Co napisałam nie tak? Dostałam najgorszą ocenę? Okazało się, że najlepszą. Polonistka po prostu chciała zapytać, czy aby na pewno pisałam swoją pracę bez żadnych pomocy naukowych. A tymczasem ja zawsze najbardziej lubiłam pisać „z głowy, czyli z niczego” – jak żartowało się na lekcjach polskiego kilka lat później, już w liceum, gdzie miałam wielkie szczęście trafić na prawdziwego polonistę z powołania.
Od tamtej pory napisałam tysiące wypracowań, najróżniejszych tekstów, często na tematy, o których nie miałam bladego pojęcia. Wychodzę z założenia, że jak się umie pisać, to jest się w stanie napisać o wszystkim. I żadne studia nie są do tego potrzebne. A na pewno nie dziennikarstwo. Nie idźcie tą drogą. W moim przypadku studiowanie dziennikarstwa na pewno było jednym z wyborów, który zdarzył mi się „po coś”, ale jeszcze do tej pory nie odkryłam, jaki był tak naprawdę jego sens. Bo pisarsko nie rozwinęłam się wówczas wcale. Może chodziło o rozwój na innych płaszczyznach życia?
Trening czyni mistrza
Chciałabym mieć czas na codzienne pisanie. I moim celem na ten rok jest ten czas znaleźć. Marzy mi się godzina dziennie, ale jak będzie – czas pokaże (nie cierpię tego sformułowania, ale tutaj mi jakoś wyjątkowo pasowało). Bo jak można przeczytać w wywiadach z popularnymi pisarzami – nawyk codziennego pisania to podstawa w każdym zawodzie, gdzie pracuje się słowem pisanym właśnie. Między innymi dlatego zasiadłam dziś nad klawiaturą. Bo mam chwilę, bo już tydzień minął od ostatniej publikacji, bo chcę pisać, nawet kiedy czasem literki się nie układają…

