„Kod uzdrawiania” – recenzja
Trudno jest pisać o tego typu książce, żeby zbyt wiele nie zdradzić. Chyba tylko amerykańscy pisarze mają tę niezwykłą umiejętność zapowiadania przez pół książki tego, o czym w niej opowiedzą, a potem, kiedy już dochodzą do sedna, ono się jakoś dziwnie rozmywa i na koniec zostajesz z lawiną pytań i niedopowiedzeń w głowie. „Kod uzdrawiania” również pisany jest w tym typowym dla amerykańskich poradników stylu. Autorzy zdradzają czytelnikom siedem sekretów, które są podstawą do poznania kodów uzdrawiania. Przytaczają też liczne przykłady pacjentów, którym stosowanie kodów pomogło uporać się z chorobami i traumami, z którymi dotychczas się zmagali.
Wiara czyni cuda?
Czy po przeczytaniu tej książki wierzę w istnienie kodów uzdrawiania? Myślę, że mój stosunek do tego rodzaju spraw nie uległ zmianie. Uwielbiam poznawać nowe spojrzenia na kwestie leczenia ludzi z rozmaitych przypadłości i głęboko wierzę, że nasze myśli mają ogromną moc. Nie zamykam się wyłącznie w świecie swoich przekonań, ale cały czas zgłębiam najróżniejsze treści i z każdej tego typu książki biorę coś dla siebie. Opisywane przez Alexandra Loyda i Bena Johnsona naukowe zagadnienia, mające być potwierdzeniem skuteczności działania kodów wydają się mieć swoje uzasadnienie w rzeczywistości. Powoływanie się na Einsteina i tezę mówiącą o tym, że wszystko jest energią oraz elementy fizyki kwantowej, zawarte w tym opracowaniu, powinny, jeśli nie przekonać, to na pewno choćby zainteresować nawet największych sceptyków.
Co pomaga, a co szkodzi?
Tak jak wspomniałam wcześniej Loyd i Johnson robią dość długi i zawiły wstęp, zanim przejdą do rzeczy – tzn. faktycznie zdradzą szczegóły na temat samych kodów uzdrawiania. I choć zazwyczaj drażni mnie taki sposób przedstawiania sprawy, to akurat w przypadku tej publikacji, byłam w stanie zrozumieć zamierzenia autorów i przyznać, że bez uprzedniego szerokiego omówienia tematu, być może czytelnik nie do końca zrozumiałby są istotę działania kodów. Byłam zaskoczona zawartym w „Kodzie uzdrawiania” przekazem, mówiącym o tym, że 95% chorób, na które zapadają ludzie, wywołuje stres. Jednak gdyby się nad tym głębiej zastanowić, może się okazać, że to faktycznie prawda. Według autorów „kodu” nawet tak popularne w ostatnim czasie afirmacje mogą wywoływać stres w naszym ciele i niekoniecznie działać tak, jak byśmy tego oczekiwali.
Dla otwartych umysłów
Żeby poznać sedno kodów uzdrawiania, musimy przebrnąć przez ponad 200 stron. Dopiero w dziewiątym rozdziale autorzy nieco dokładniej precyzują technikę działania kodów, a rozdział dziesiąty poświęcony jest ich praktycznemu zastosowaniu. Wszystko to oczywiście okraszone licznymi świadectwami wyleczonych pacjentów. Zdaję sobie sprawę, że tego typu poradniki u wielu osób wywołują uśmiech politowania na twarzy, jednak zanim uznacie, że to brednie, bardzo rekomenduję wam przeczytanie tej książki i choćby próbę zastosowania zawartych w niej technik. Bez względu na to, w co wierzymy, warto mieć otwarty umysł.
Wędka zamiast ryby
Medycyna energetyczna, o której piszą autorzy „Kodu uzdrawiania” to niezwykle ciekawy temat. W czasach, gdy coraz więcej osób poszukuje alternatywnych metod radzenia sobie z problemami zdrowotnymi, warto zainteresować się tym tematem. Choć czuję lekki niedosyt po przeczytaniu tej książki, bo jak wspomniałam wcześniej – jest to w dużej mierze dość powierzchowne omawianie tematu, a sama esencja kodów zawarta jest na zaledwie kilkunastu z ponad trzystu stron, to jest to na pewno dobra podstawa do dalszych poszukiwań i zgłębiania tego fascynującego tematu.
*współpraca recenzencka z TaniaKsiazka.pl