
Monika Kowalska „Powrót do Lwowa”
Czy nagle stałam się fanką rodzinnych historii? Chyba tak. Po latach przerwy znów zaczęłam czytać sagi. Trzeba przyznać, że mam szczęście trafiać na takie dobrze napisane, z wieloma ciekawymi wątkami i intrygującymi postaciami. Seria „Dwa miasta” Moniki Kowalskiej i jej finałowy tom „Powrót do Lwowa” również się do takowych zalicza. Akcja powieści rozpoczyna się we Lwowie tuż przed wybuchem II wojny światowej, równocześnie poznajemy dalsze losy Adeli, Józi i Petroneli, które mierzą się z kolejnymi życiowymi wyzwaniami i zmieniającą się jak w kalejdoskopie sytuacją społeczno-polityczną w Polsce od końca lat 70. aż do przełomu wieków. Wydawać by się mogło, że tych czasoprzestrzeni nic nie łączy, ale to tylko pozory…
Mierząc się z życiem
Odniosłam wrażenie, że tym razem Monika Kowalska nie do końca miała pomysł na siostrzany wątek, dlatego też wojenne i powojenne losy Marianny wydały mi się o wiele bardziej interesujące niż równolegle prowadzony wątek wrocławski. Natomiast w pewnym momencie poczułam się już zmęczona ilością przeciwności, z jakimi musieli mierzyć się bohaterowie wszystkich poruszanych w tej powieści wątków. O ile w przypadku historii z czasów wojny jest to zrozumiałe, o tyle losy rodziny Szubów w ostatnim dwudziestoleciu XX wieku pokazywane są jedynie w momentach, które dla całego narodu były niezwykle trudne, wręcz przełomowe i tak naprawdę dopiero ostatni rozdział przyniósł nieco ukojenia. Choć i tu nie brakuje rozczarowań, bo podróż bohaterek do miasta, w którym wszystko się zaczęło także ma słodko-gorzki smak.
Nowe pokolenie dochodzi do głosu
Akcja powieści jest niezwykle dynamiczna. Historia Marianny, która nagle została sama w ogarniętym wojną Lwowie przeplata się z listami pisanymi przez Adelę do przebywającej na emigracji Józi, w których najstarsza z sióstr przedstawia najważniejsze wydarzenia z życia familii Szubów. A trzeba przyznać, że dzieje się tam sporo. Adela wita na świecie wnuczkę, Helena przysparza matce coraz to nowe zmartwienia, a wszyscy próbują się odnaleźć w nowej, niełatwej rzeczywistości. Seniorki rodu Szubów powoli ustępują miejsca młodym. To na ich losach coraz mocniej skupia się akcja powieści. Choć chwilami tempo wydarzeń wydawało mi się wręcz zawrotne, to tę nowość czytało się znakomicie. Wzruszające momenty przeplatane są humorystycznymi akcentami i wszystkie przedstawione w tej powieści zdarzenia wydają się takie prawdziwe… Przypuszczam, że duża w tym zasługa historycznego tła.

Historia w tle czy na pierwszym planie?
Na uwagę z pewnością zasługują język i styl Moniki Kowalskiej. „Powrót do Lwowa”, mimo iż wypełniony jest trudnymi tematami i mnóstwem przeciwności, z jakimi musieli mierzyć się bohaterowie tej historii, czytało się bardzo przyjemnie. Wtrącane niby mimochodem opisy rzeczywistości lat 80. i 90. są niezwykle plastyczne i nadają tej powieści niepowtarzalnego charakteru, pozwalając czytelnikowi wręcz niezauważalnie przenieść się do tamtej epoki. Dla wielu czytelników przywoływane przez Kowalską przełomowe wydarzenia z historii Polski mogą być okazją do konfrontacji własnych wspomnień z tym, z czym mierzyli się członkowie rodziny Szubów.
Tęsknota za minionym czasem
Sagi rodzinne, zwłaszcza takie, w których akcja dzieje się w dwóch płaszczyznach czasowych, mają swój niepowtarzalny urok. Może polega on na tym, że czytelnik wie, jakie wydarzenia znane nam z historii powszechnej staną się udziałem bohaterów i wzbiera w nim ciekawość, by odkryć, jak książkowe postaci sobie z nimi poradzą. A może to zasługa tęsknoty za minionym czasem, za silniejszymi rodzinnymi i sąsiedzkimi więziami, za tym, co nierzadko jeszcze sami doskonale pamiętamy. Faktem jest, że po kilkuletniej przerwie z przyjemnością wróciłam do czytania rodzinnych historii i po serii „Dwa miasta” już rozglądam się za kolejną sagą.
*współpraca recenzencka z TaniaKsiazka.pl

