motyw miesiaca luty
Lifestyle

Motyw na luty: mniej

Styczeń minął w szaleńczym tempie. Doprawdy nie wiem co stało się z jego drugą połową. O ile praktykowanie wdzięczności w pierwszej połowie miesiąca szło mi wyśmienicie, o tyle w drugiej musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby w dniach mocno zapijanych kawą, które zlewały się z bezsennymi nocami, znaleźć choć kilka powodów do wdzięczności. Ale uwierzcie mi – nawet w najgorszym, najtrudniejszym dniu zawsze znajdzie się jakaś dobra chwila. To właśnie na tych chwilach starałam się jak najmocniej koncentrować, żeby nie wpaść w spiralę narzekania i nie dać się opanować czarnym myślom. Nie było łatwo. Ostatni tydzień to jakaś ogromna niemoc, niechęć do wszystkiego i życie na autopilocie. Wszystko robię mechanicznie, włączyłam tryb „aby przetrwać”, bo krótki, wielokrotnie przerywany sen nie przynosi żadnego odpoczynku. Wiem, że potrafię tak funkcjonować dość długo, bo już to w swoim życiu raz przerabiałam, ale perspektywa, że taki stan potrwa jeszcze przynajmniej kilka miesięcy nie napawa optymizmem. Dlatego w lutym chcę nauczyć się odpuszczać, chcę, by pewnych rzeczy było mniej, chcę złapać równowagę.

Czego chcę mniej?

To naprawdę trudne pytanie, bo jak napiszę, że sprzątania, to mam wrażenie, że przykleję się do podłogi i utonę w milionie rzeczy, które codziennie odkładam na swoje miejsce, a one magicznym sposobem znów wracają na środek pokoju. Każdy rodzic wie, jak wygląda sprzątanie przy małych dzieciach. Jeszcze do niedawna robot sprzątający to był dla mnie sprzęt z kategorii zbędnych i niezrozumiałych wydatków, dziś coraz częściej myślę o tym, że posiadanie takiego sprzętu bardzo ułatwiłoby mi życie. Wszak latanie na mopie nie należy do moich ulubionych zajęć. Póki co szukam jednak mniej kosztownych rozwiązań, które mogę wprowadzić od zaraz. Dlatego na pewno będę chciała zminimalizować ilość rzeczy, które mam w swoim otoczeniu – oddać, sprzedać, wyrzucić – w każdym razie trochę oczyścić przestrzeń, ot takie porządki przed wiosną.

Luty bez zakupów

Minimalizowanie ilości rzeczy to jedno, ale ograniczenie kupowania kolejnych to dopiero będzie wyzwanie. O ile z racji pory roku i braku miejsca przestałam kompulsywnie kupować kolejne rośliny doniczkowe, o tyle buszowanie w second handach to moje guilty pleasure, z którego baaardzo trudno będzie mi zrezygnować. W maju miną dwa lata, od kiedy zrobiłam wielką rewolucję w garderobie, pozbywając się kilku olbrzymich worów z ubraniami. Jednak kolejne wypady do sh znów doprowadziły do tego, że wieszaki uginają się pod ciężarem ubrań, z których i tak większości nie mam gdzie założyć.

Ogólnie czuję się przytłoczona ilością rzeczy w moim otoczeniu. Kiedy pomyślę sobie, że za jakiś czas przyjdzie mi to wszystko przewozić, to zdecydowanie wolę zawczasu uporać się z tym nadmiarem. Upodobanie do minimalizmu chyba przychodzi z wiekiem…

Książki, książki wszędzie…

Drugą moją zakupową słabością są książki. W lutym daję sobie ban na przeglądanie ofert sprzedaży książek na wszystkich grupach, na jakich jestem. Stosik hańby rozrósł się niewyobrażalnie, ale przy obecnym tempie czytania (jedna książka na tydzień), powinnam się z nim rozprawić w najbliższych kilkuuu…nastu (?) tygodniach. W każdym razie tempo czytania mam póki co lepsze niż tempo pisania recenzji. Dlatego część przeczytanych przeze mnie książek, wraz z krótkimi recenzjami, znajdziecie na moim Instagramie, gdzie Was serdecznie zapraszam, a tutaj będę wrzucać recenzje wyłącznie tych publikacji, którym warto poświęcić nieco więcej słów.

Mniej Internetu

Kolejna rzecz, na którą w ostatnim czasie zwróciłam uwagę i nad którą chcę popracować w lutym to moja obecność w sieci. Łapię się na tym, że dzień zaczynam od przeglądu social mediów przy śniadaniu, kończę go scrollowaniem Instagrama, gdzie wchodzę na „pięć minut”, które nieopatrznie zamieniają się w cały wieczór. A potem się zastanawiam, dlaczego mam tak mało czasu… Znacie to? To nawyk, nad którym trudno będzie zapanować, ale przynajmniej spróbuję. Może choć z wieczornych przeglądów sociali uda mi się zrezygnować. Zawsze to więcej czasu na czytanie książek 😉

Czegoś mniej… a czego więcej?

Więcej czasu dla siebie. Czytanie choćby kilku stron książki wieczorem, pozwala mi poczuć, że robię coś dla siebie, dla własnej przyjemności. Napisanie nowego tekstu na blog, zrobienie fajnych zdjęć – to daje mi poczucie, że COŚ robię. Dla siebie, nie tylko dla innych. 10 tysięcy kroków, które uparcie każdego dnia dreptałam w styczniu (tylko jeden dzień z niższym wynikiem!), spacery z Imbirem – to rzeczy, które w tym trudnym czasie ratują mi głowę i pomagają utrzymać względną równowagę. Z nich na pewno nie chcę rezygnować i tego zdecydowanie nie będzie mniej. Praktykowanie wdzięczności to wypracowany w ostatnich tygodniach nawyk, z którego także nie chcę rezygnować. Jeśli więc co miesiąc będę wprowadzać nowy nawyk, jakąś dobrą zmianę (och, ten zwrot może niekoniecznie dobrze się kojarzy, ale wybaczcie – lepszego nie znalazłam), to świadomość ile to przyniesie pozytywnych aspektów przez cały rok sprawia, że mimo chwilowego spadku życiowej energii, nadal chcę próbować wprowadzać te zmiany i dążyć do tego, by stawać się każdego dnia lepszym i szczęśliwszym człowiekiem. Dołączycie do tego wyzwania?

PS: I jeszcze mniej słodyczy. Bo wiecie – najgorzej jak się zacznie… Odkryłam przepis na obłędne czekoladowe ciasteczka, które robi się w niecałe pół godziny i teraz piekę je co drugie dzień. Co prawda moim dresom jeszcze nie robi to wielkiej różnicy, ale jak będę chciała wskoczyć w jakieś inne ubranie to mogę się zdziwić 😉 Zatem w kategorię mniej wpisuję również słodkości.

0 0 głosy
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
Starsze
Nowsze Most Voted
Feeedback
Zobacz wszystkie komentarze
Grzesiek

Mniej: słodyczy, narzekania, zbędnych wydatków
Więcej: książek, rodziny, miłości 😉

Ada

Uśmiałam się czytając o sprzątaniu 🙂

2
0
Skomentujx