Planer książkary
Jestem książkarą. To niezaprzeczalny fakt i nie ma tutaj miejsca na żadną polemikę. Uwielbiam czytać, jestem na bieżąco z książkowymi nowościami, a moja domowa biblioteczka koniecznie powinna powiększyć się o kolejny regał, jeśli nie chcę potykać się o porozkładane wszędzie książki. Lubię pisać o książkach, rozmawiać o książkach i moje myśli bardzo często zaprzątnięte są, jeśli nie samymi książkami, to na pewno treścią, jaka została zawarta w tych, które aktualnie czytam. A od jakiegoś czasu rzadko jest tak, żebym czytała tylko jedną książkę na raz. Oczywiście sięgam w takich przypadkach po różne gatunki literackie, żeby uniknąć chaosu. Ale czasami przydałoby się jakoś uporządkować te wszystkie książkowe treści i rozmyślania. Dlatego „Planer książkary” okazał się być idealną odpowiedzią na moje okołoksiążkowe potrzeby.
Młoda duchem, wciąż młoda…
Choć zdaję sobie sprawę, że grupa docelowa, której dedykowany jest ten produkt, jest przynajmniej o połowę młodsza ode mnie, to niespecjalnie mi to przeszkadza, wszak wiek to tylko cyferki, a dobry planer zawsze się przyda. No i niech fakt, że lubię czasem sięgnąć po książki dla młodzieży zadziała jak usprawiedliwienie, gdyby ktoś pukał się w głowę, dlaczego wybieram pozycje spod znaku wydawnictwa Young. Choć przyznam, że dużo bardziej trafiają do mnie te stare, klasyczne młodzieżówki, które wyszły spod pióra Siesickiej, Snopkiewicz, Musierowicz, czy mojej ukochanej Chmielewskiej. Ale zakończmy te nostalgiczne rozważania i przejdźmy do konkretów, czyli…
Co najbardziej urzekło mnie w „Planerze książkary”?
Oczywiście okładka to coś, na co zawsze zwracam uwagę, a okładka tego planera jest w 100% dopasowana do gustu każdej książkary. Na wielki plus zasługuje dodanie wstążkowych zakładek ułatwiających korzystanie z planera. Nie ma tu też żadnych dat, dlatego z „Planera książkary” można zacząć korzystać w dowolnym momencie i czynić to dopóty, dopóki starczy nam miejsca. Fantastyczną rzeczą jest zawarta na początku lista „Must read, czyli 100 klasyków (i nie tylko), które warto przeczytać”. Nie ukrywam, że fajnie jest zaznaczać książki, które mam już za sobą i jednocześnie mieć wciąż dość obszerny spis pozycji wartych przeczytania. Ogromnie przypadł mi do gustu również fakt, że na książkowe życzenia w planerze przeznaczono aż 6 stron! Powinno to wystarczyć… na jakiś czas 😉
Playlisty, cytaty i wypożyczenia
W „Planerze książkary” nie zabrakło również miejsca na książkowe polecajki z Bookstagrama i BookToka, listę pożyczonych książek (ale uwaga – takie, które pożyczyliśmy komuś, a nie wypożyczyliśmy z biblioteki – ekstra przydatne!). Dalej znajdziemy m.in. przestrzeń na zapisanie ulubionych postaci z książek, książkowe bingo (świetna opcja!), książkowe wyzwania, playlisty oraz miejsce na zapisanie ulubionych cytatów. Ku mojej radości jest go całkiem sporo. Może tego nie wiecie, ale mniej więcej od czasów gimnazjum jestem prawdziwą kolekcjonerką cytatów.
Niezbędnik książkary
Dalszą część planera zajmują trackery czytelnicze oraz miejsca na recenzje, którego w moim odczuciu powinno być jednak nieco więcej kosztem stron poświeconych na zapiski „do ogarnięcia w tym tygodniu”. Końcówka planera to miejsce na notatki, a fajnym dodatkiem do całości są ukryte w kopercie na okładce naklejki. I uprzedzając pytania – nie, nie oddałam ich swoim dzieciom. W końcu mam własne naklejki i nie zawaham się z nich skorzystać 😉 Podsumowując – to moje pierwsze zetknięcie z tego typu planerem, więc może nie mam wobec niego wielkich oczekiwań, ani nie sprecyzowałam sobie, jakie kryteria powinien spełniać idealny planer dla osoby kochającej książki. Ten jest moim zdaniem wystarczający i zamierzam z niego korzystać dopóki, nie zostanie w nim ani odrobina wolnej przestrzeni na moje zapiski.
*współpraca recenzencka z TaniaKsiazka.pl