„Podhale. Wszystko na sprzedaż” – recenzja
Od dobrych kilku lat nie czytałam reportaży, a przecież kiedyś był to jeden z moich ulubionych gatunków. Fajnie jednak czasem wrócić do tego, co się kiedyś uwielbiało, bo „Podhale.Wszystko na sprzedaż” przeczytałam w jeden dzień. Choć w Zakopanem staram się bywać wyłącznie poza sezonem, to nawet w tych mniej obleganych miesiącach, trudno oprzeć się wrażeniu, że kicz i komercja grają tam od lat pierwsze skrzypce. I choć w odwiecznym pojedynku morze czy góry, zdecydowanie wybieram morze, to zawsze będę mieć sentyment do Podhala, nawet kiedy poznałam już różne mroczne sekrety tego regionu, pieczołowicie wypunktowane przez Aleksandra Gurgula w jego obszernym reportażu.
Wypadek za wypadkiem
Książka zaczyna się mocnym akcentem. Autor przypomina o najgłośniejszych wypadkach, jakie miały miejsce na Podhalu w ostatnich latach, a które bezpośrednio łączyły się z tematem, któremu Gurgul poświęca znaczną część swojej książki, a mianowicie z samowolą budowlaną. Och, jakże ciekawy to temat! Dziennikarz zadał sobie sporo trudu i odszukał wiele przykładów nielegalnie postawionych budynków i innych elementów architektury, a jeśli bywacie w Zakopanem i okolicach, możecie być bardzo zaskoczeni, bo okazuje się, że przykłady takiej budowlanej samowoli można spotkać dosłownie na każdym kroku. Rozdział o patodeweloperce też zrobił na mnie duże wrażenie.
Bez litości
Aleksander Gurgul bezlitośnie wyciąga na światło dzienne wszelkie zamiatane pod dywan, niewygodne tematy. Wszechobecne przy drogach billboardy, alkoholizm i przemoc w góralskich rodzinach, problem wątpliwej jakości powietrza, nielegalnie wypuszczanych ścieków oraz wycinki drzew na objętych ochroną obszarach. Przykłady, które dziennikarz przytacza w swoim reportażu mocno działają na wyobraźnię i jeśli kiedykolwiek byliście na Podhalu, idę o zakład, że ten tekst może Was mocno poruszyć.
Nikt nie jest bez winy?
W reportażu „Podhale. Wszystko na sprzedaż” dostaje się jednak nie tylko samym mieszkańcom Zakopanego i okolic, ale też turystom. Problem śmieci, górskich wypadków, spowodowanych brakiem przygotowania i nadmierną brawurą, czy wreszcie głośna w ostatnich latach kwestia bryczek konnych dowożących turystów nad Morskie Oko – opisując te kwestie Gurgul stara się pokazać dwie strony medalu, wszak nie tylko górale są winni temu, co dzieje się na popularnych szlakach. Zwłaszcza w temacie bryczek – dopóki będzie popyt, mieszkańcy Podhala będą odpowiadać na potrzeby turystów, nawet jeśli odbywać się to będzie, tak jak dotychczas kosztem cierpienia niewinnych zwierząt.
Trudno pisać bezstronnie
Jako dziennikarka z wykształcenia i absolwentka tych samych studiów, w dodatku na tej samej uczelni, co autor recenzowanej przeze mnie książki, pozwolę sobie zgłosić kilka uwag, co do samego sposobu przedstawienia pewnych zagadnień w tym reportażu. Wiem doskonale jak trudno jest być bezstronnym, zwłaszcza w kwestiach, które budzą wiele kontrowersji, ale przyznam też szczerze, że nie musiałam nawet sprawdzać dla jakiej redakcji pracuje Aleksander Gurgul, bo to bardzo szybko dało się wyczytać między wierszami. Tego właśnie bardzo w reportażach nie lubię – oceniania. Tak, da się dobrać fakty w taki sposób, by same przemówiły do wyobraźni czytelnika, ale moim zdaniem trzeba to robić najobiektywniej jak tylko się da, niezależnie od własnych politycznych sympatii czy antypatii. A w tym reportażu wyraźnie widać jakiej opcji politycznej kibicuje pan Gurgul i moim zdaniem takie wplatanie własnych ocen i poglądów w tekst, który z natury powinien być obiektywny jest po prostu słabe. Kilka razy podczas czytania odniosłam wrażenie, jakby autor reportażu dyktował mi, co mam o danej postaci czy zagadnieniu myśleć, a tego szczerze nie znoszę, wszak uważam się za inteligentną osobę i po nakreśleniu sytuacji jestem w stanie sama wyciągnąć właściwe wnioski. Pomijając te kwestie, uważam, że to całkiem udany kawałek dziennikarskiej pracy i jeśli bywacie na Podhalu lub rozważacie wyjazd do Zakopanego, to warto sięgnąć po tę wydawniczą nowość, choćby po to, by być świadomym, że wiele powstałych w ostatnich latach atrakcji turystycznych działa zupełnie nielegalnie. Tak, możecie być bardzo zaskoczeni…
Moja ocena 7/10