Podsumowanie miesiąca – sierpień 2019
Dziwny był ten sierpień. Najpierw ciągnął się jak zapach za pielgrzymką (takie określenie w sam raz na ten miesiąc, pozdro dla kumatych 😉 ), a potem nagle pogalopował i oto już jest na finiszu. Skoro więc czuć już na plecach oddech września, pora na małe podsumowanie miesiąca. Spróbuję takowe robić co miesiąc, wszak lubię mieć wszystko poukładane, a dzięki takim wpisom łatwiej mi będzie segregować wspomnienia.
„Lepiej być może” wystartowało
Ten miesiąc był wyjątkowy, bo w końcu odważyłam się pokazać światu moją stronę. Wierzcie mi, że tuż przed samym startem miałam spore obawy i zastanawiałam się po co mi to, ale zawsze w chwilach zwątpienia powtarzam sobie moje ulubione motywacyjne hasło „when you feel like quitting, think about why you started”. I to zawsze działa. W każdej dziedzinie życia. Polecam, Magda Kardyś.
Nadal nie wiem w jaką stronę to zmierza, ale to jest właśnie fajne. Nie mam ustalonych celów, nie ścigam się z nikim. Jako potencjalna influencerka jedyne na co chciałabym wpływać to na to, żeby ludzie więcej czytali. W najbliższym mi kręgu takie influencerskie zapędy rozwijam od dawna. Ręka w górę, kto dostał ode mnie książkę w prezencie na każdą możliwą okazję!
Książki, kwiatki i bieganie…
Jako że w tym roku mocno ograniczam kupowanie książek, bo powiększanie domowych zbiorów bibliotecznych byłoby równoznaczne z zakupem kolejnego regału (na który nie mam już nigdzie miejsca), dość regularnie odwiedzam bibliotekę. Ale jakoś nie bardzo mam ostatnio szczęście do wypożyczanych książek. W sierpniu przeczytałam 5 książek. Recenzje trzech z nich ukazały się na blogu. Dwie były tak słabe, że nadal nie mogę się nadziwić, że wydawcy coś takiego wypuszczają, a przeczytałam je tylko dlatego, że były niewielkie objętościowo i cały czas miałam nadzieję, że jednak pod koniec coś się rozkręci. Ależ się pomyliłam. Jakiś czas temu obiecałam sobie, że nie będę tracić czasu na czytanie słabych książek i całkiem sporo odłożyłam już po przeczytaniu kilkunastu stron. Ale te dwie akurat wpadły, kiedy musiałam trochę zmienić klimat książkowy, bo jednak co za dużo kryminałów to niezdrowo.
Moja kwiatowa kolekcja powiększyła się o cztery nowe nabytki. I też już powoli brakuje mi miejsca na kolejne doniczki. Ale jestem przekonana, że roślinni pasjonaci mnie zrozumieją. We wrześniu czeka mnie mały wyjazd i po cichu liczę, że wrócę z nowymi roślinkami. Nie sądziłam, że tak się w to wkręcę, ale każdy nowy listek przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Chyba nieuchronnie się starzeję, skoro tak ciągnie mnie do ziemi 🙂 Na porządku dziennym są u mnie w domu żarty w stylu „znowu przesadzasz”, „Magda, czy ty aby nie przesadzasz”. No przesadzam, każdą nową roślinkę 🙂
Biegowo było dość słabo. Miałam zryw na początku i na końcu miesiąca. Trochę nie było kiedy biegać, a trochę było za gorąco. Trochę mi się też nie chciało. W sumie, jeśli wierzyć mojej aplikacji, przebiegłam jakieś 10 km na 4 treningach. Słabo. Za to codziennie robię ponad 10000 kroków. Dobre i to.
… i figa!
W kuchni królowały u mnie w tym miesiącu cukinia i pomidory. Nie ma tygodnia, żebym nie robiła pomidorowej z tego przepisu. I jeszcze mi się nie przejadła. A poza tym zaczął się sezon na figi. Figa i ser pleśniowy to jedno z lepszych połączeń. Ostatnio w Biedronce figi były po 49 groszy za sztukę i nie mogłam się nadziwić, czemu ludzie ich nie kupują. Ale w sumie to spoko, bo było więcej dla mnie 🙂 Jeśli nie próbowaliście jeszcze świeżych fig, to naprawdę polecam. Zanim je skonsumujecie, potrzymajcie je trochę w lodówce, zimne lepiej się kroją. Potem wystarczy je tylko dobrze wyszorować i można jeść je ze skórką, pokrojone w plasterki, np. na grzance z serem pleśniowym. Pychota.
We wrześniu tradycyjnie zamierzam zrobić sobie wyzwanie z koktajlami pietruszkowymi. Praktykuje to już od kilku lat i uwierzcie mi – nic tak dobrze nie robi na włosy i ogólną poprawę samopoczucia jak regularne picie mikstur z dodatkiem natki pietruszki. Napiszę o tym więcej już niebawem.
W ogóle uwielbiam wrzesień. We wrześniu jest przepiękne światło – praktycznie całe popołudnia to „złota godzina” do robienia zdjęć. Zamierzam z tego skorzystać ile tylko się da. Wrzesień zawsze działa na mnie motywująco i w tym roku nic się w tej kwestii nie zmieniło. Do końca roku jeszcze cztery miesiące, więc do dobry czas, by zweryfikować swoje noworoczne postanowienia. Jeszcze dużo da się zrobić. Trzeba tylko uwierzyć, że lepiej być może i zacząć działać.