Pokaż mi swój Instagram, a powiem Ci, kim jesteś
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie znajoma (pozdrawiam, Paulino :)), która na Instagramie pisała o zmęczeniu social mediami i o czystkach w obserwowanych profilach. I kiedy to przeczytałam uderzyła mnie myśl, jak bardzo zmienił się mój feed na Instagramie na przestrzeni lat. Kiedy założyłam tam konto, był jakoś koniec 2015 roku. Zdjęcia były często robione na szybko, średniej jakości aparatami w telefonach, a moja Instagramowa tablica to było głównie jedzenie i fitness. Obserwowałam może 50 kont i tyle mi wystarczało, by nie czuć się przytłoczoną nadmiarem informacji, ba – wręcz czułam niedosyt i wciąż szukałam kolejnych interesujących profili.
Eksperci od rolek
A potem przyszła ta cała „profesjonalizacja” Instagrama. Najpierw wysyp reklam, o którym między innymi biadoliłam już 3 lata temu w tym wpisie. Notabene wszystko co tam napisałam, wciąż pozostaje aktualne. Z tym, że teraz jest jeszcze gorzej, bo mamy prawdziwy wysyp „ekspertów” i rolki, na które niby tak wszyscy narzekają, a jednak je uparcie kręcą i wrzucają, bo to ponoć podbija zasięgi. No niekoniecznie podbija. Sprawdziłam – to już lepszą widoczność mają u mnie zdjęcia z odpowiednio dobranymi hasztagami. To oczywiście trochę ironia, bo na zdobywaniu zasięgów znam się jak krowa na gwiazdach. Dość napomknąć, że od jakichś 3 lat moje Instagramowe konto urosło o jakichś… 30 obserwujących.
Eksperci od kopiowania
Wracających do tych wspomnianych wcześniej ekspertów – jakiś czas temu trafiłam na profil kobiety, która prowadziła sobie konto o czymś tam, już nawet nie pamiętam czym i nagle przerzuciła się na temat roślin doniczkowych. Akurat jeśli chodzi o roślinne konta to te polskie działają mi na nerwy i nie obserwuję chyba nikogo z naszego polskiego podwórka, ale reklamy kolejnych takich profili uparcie mnie atakują. No i ta kobitka rzuca jedną poradę, drugą, trzecią, a mnie one jakoś dziwnie znajomo wyglądają… Nie wiem czy „przypadkiem” trafiła na moją stronę i bezczelnie zżynała treść, zmieniając jedynie niektóre słowa, czy też miała zadziwiająco podobne do moich spostrzeżenia i wnioski dotyczące uprawy roślin. Akurat nieskromnie przyznam, że kiedy sprawdzam statystyki mojej strony, to roślinne teksty są w topce, więc nie trudno na nie trafić z wyszukiwarki, ale żeby się aż do tego stopnia inspirować…?
To, co widzisz i to, co publikujesz
Idę o zakład, że te dwie kwestie mogą się diametralnie różnić. Może być tak, że nic nie publikujesz, albo robisz to raz na kilka miesięcy, za to aktywnie lajkujesz i komentujesz interesujące Cię profile. A może jesteś przede wszystkim twórcą i skupiasz się głównie na przygotowywaniu treści, a nie masz czasu ani ochoty przeglądać, co u innych? Wrzucasz na Instagram to, co Ci w duszy gra, czy to, co ma moc potencjalnego wygenerowania dużych zasięgów? Myślę, że nawet więcej niż to, co publikujemy, mówi o nas to, jakie profile obserwujemy. Bo może niekoniecznie chcesz się do tego głośno przyznać, ale przesadzasz swoje rośliny tylko wtedy, kiedy jest sprzyjająca takim zabiegom faza księżyca, a znalazłaś profil na Insta, który o tym przypomina i zaczęłaś go obserwować. Albo śledzisz konta podróżnicze, bo aktualnie jedyna podróż, na jaką sobie pozwalasz to ta codzienna do pracy i z powrotem, i oglądając zachwycające relacje z podróży możesz choć chwilę poczuć się, jakbyś tam była.
Co widać i czego nie widać
Raz na jakiś czas robię małe porządki w obserwowanych profilach. Przydaje się do tego zwłaszcza funkcja informująca o kontach, z którymi mamy najmniejszą liczbę interakcji. Skoro czyjeś zdjęcia, relacje i informacje, które publikuje nie pokrywają się z naszym kręgiem zainteresowań, to nie wiedzę sensu go obserwować. Dlatego w obserwowanych nie mam praktycznie wcale moich znajomych, bo niewielu z nich zamieszcza interesujący dla mnie kontent. Czas to wartość, którą z wiekiem cenię coraz bardziej i zwyczajnie szkoda mi go na przeglądanie czegoś, co nie wzbudza u mnie żadnych emocji, niczego nie uczy, nie rozśmieszy, czy nie zainspiruje. A biorąc pod uwagę niezrozumiałe wciąż dla mnie algorytmy Instagrama, mogę tych z pozoru interesujących mnie informacji wcale nie zobaczyć, właśnie kosztem faworyzowania tych zamieszczanych przez „znajomych”.
Instagramowe lustro
Zmieniam się. Z każdym tygodniem, miesiącem, rokiem. Kiedyś moja tablica na Insta to były głównie owsianki, których w zasadzie nigdy nie lubiłam, ale tak ładnie wyglądały na zdjęciu z masą dodatków… Były też różne konta o tematyce fitness, przez które, siedząc z pierwszym dzieckiem przy cycu prawie 24 na dobę, prawie wpadłam w depresję. Bo przecież trzeba zapierdalać na siłowni, a nie siedzieć w fotelu i kruszyć dziecku ciastkami na głowę. Były jeszcze wymyślne flatlaye, bo tak miło oglądało się zdjęcia, nad którymi ktoś zapewne spędzał długie godziny, podczas gdy ja na zrobienie zdjęcia i przygotowanie wpisu miałam przeważnie 15 minut, bo tyle zazwyczaj trwała drzemka mojego pierworodnego. Potem odkryłam bookstagram, ale w tym przypadku szybko stwierdziłam, że zachwyty mainstreamu niekoniecznie pokrywają się z moimi ocenami wielu popularnych książek, więc stanęło na tym, że wolę pisać o książkach niż czytać opinie innych.
To tylko etap
Teraz mam na Instagramie prawdziwy miszmasz. Ale właśnie taka w tej chwili jestem – nie skupiam się na jednej konkretnej tematyce, ale mam głód wiedzy i poznawania świata. Obserwuję dużo kont o tematyce zielarskiej, bo w tej materii jestem jeszcze kompletnym laikiem i miło posłuchać mądrzejszych od siebie. Jest trochę profili kulinarnych, no bo przecież jeść coś trzeba, a fajnie, żeby było to żarełko urozmaicone. Jest trochę roślin, coś o książkach, szczypta mody, coś o zdrowiu i parę kont z wystrojem wnętrz. A, jeszcze odrobina astrologii, bo lubię wiedzieć, co tam w kosmosie słychać 🙂 I to w zasadzie tyle. Jest różnorodnie, ciekawie, po mojemu. Jak coś mi się nie podoba w jakimś wpisie, czy na jakimś profilu pojawia się za dużo reklam, nie waham się kliknąć przestań obserwować. Myślę, że w końcu znalazłam w tym jakiś balans, aczkolwiek nadal wolę tu być odbiorcą treści niż jej twórcą. Ale na ten moment dobrze mi z tym. Może kiedyś przyjdzie czas, że te role się odwrócą. Teraz zachwycam się, odkrywam, chłonę wiedzę, ale też selekcjonuję to, co do mnie dociera. Kiedy znajdzie się już ten balans, Instagram staje się naprawdę fajnym miejscem.
W punkt! Bardzo dobry wpis, brawo!
Dziękuję 🙂