lipiec 2020 podsumowanie
Lifestyle

Podsumowanie miesiąca – lipiec 2020

Zdecydowanie nie był to najlepszy miesiąc tego roku. I tak naprawdę pewnie gdyby nie zdjęcia, niewiele bym z tego lipca zapamiętała. Dni zlewają się w jeden ciąg, a jeden podobny jest do drugiego. W jakiś przedziwny sposób niemal wszystko, co sobie zaplanowałam, nie dochodziło do skutku. I to zawsze z przyczyn niezależnych ode mnie. Dlatego z sierpniem wiążę wielkie nadzieje. Oby przyniósł trochę oddechu i pozwolił nieco przewietrzyć głowę.

Lipcowe lektury

Skoro już pożyczyłam z biblioteki, to czytam – aktualnie ósmy już tom „Stacji Jagodno”. Recenzję pierwszych tomów tej serii znajdziesz tutaj. Choć opowiadane przez Wilczyńską historie czasem są dość naiwne i przewidywalne, to jednak jest w tych książkach coś takiego, że chce się czytać kolejne tomy. Czytam zatem, bo jest to lektura niewymagająca wielkiego skupienia, za to wnosząca jakiś taki spokój do głowy. Naprawdę nie wiem co mi się stało, ale od kilku miesięcy mam awersję do kryminałów, które kiedyś pasjami czytałam. Na regale mam kilka nieprzeczytanych książek Stephena Kinga i zupełnie mnie do nich nie ciągnie. Parę dni temu grzebiąc w koszu z książkami na promocji w Biedronce, przekładałam kolejne tomy kryminałów, napisane przez popularnych autorów, ale żaden z nich nie trafił do mojego zakupowego koszyka. A tak nawiasem to zbrodnia, w jaki sposób „układa się” książki w tym sklepie. Znaleźć tam interesujący nas tytuł to prawdziwe wyzwanie.

lawenda bukiet

Po przeczytaniu „Kwestii ceny” przez dobry tydzień nie ruszyłam żadnej książki. Dlatego lipiec kończę z książkową trójką na koncie. Tyle książek chciałabym przeczytać, ale nie lubię czytać w pośpiechu, nieuważnie, dlatego wiele lektur odkładam na bliżej nieokreśloną przyszłość. A i tak wydaje mi się, że nie mam co narzekać, jeśli chodzi o czas na czytanie. Nie spodziewałam się, że w ogóle go będę miała.

Już był w ogródku…, czyli prawie mam wymarzoną roślinkę

Aktualnie należę do przynajmniej pięciu grup roślinomaniaków na Facebooku. I w ostatnim czasie znów mi się ta roślinna obsesja nasila. Bo oto zobaczyłam ogłoszenie na grupie, w którym pani wystawiła na sprzedaż moją wymarzoną i wyśnioną peperomię watermelon. W ofercie u tej samej sprzedającej niewiele później pojawiło się również moje drugie roślinne chciejstwo, czyli begonia maculata. Stwierdziłam, że to znak od losu – dwie pieczenie na jednym ogniu, moja roślinna kolekcja będzie już niemal kompletna. Kiedy już dograłam mojego posłańca (bo oferta dotyczyła sprzedaży z odbiorem osobistym w mieście oddalonym ode mnie o jakieś 130 km) oraz miejsce i godzinę odbioru, okazało się, że pani sprzedająca coś zaplątała i przyniosła tylko begonię. Myślałam, że się popłaczę. Już było tak blisko… Logistyka odbioru kolejnej roślinki mnie pokonała i póki co nie mam pojęcia czy i kiedy uda mi się zdobyć moją wymarzoną peperomię. Jak bardzo jest mi z tego powody przykro, zrozumieją chyba tylko inni maniacy roślin doniczkowych. Zwykły śmiertelnik zapewne popuka się w czoło, czytając te moje lamenty.

podsumowanie lipca 2020

 Matka Boska od wyprzedaży

Czasem naprawdę wierzę, że istnieje jakaś Matka Boska zakupowa, która dba o to, by wyjątkowe ubrania akurat w twoim rozmiarze, w odpowiedni czasie trafiły w twoje ręce. Sama kilkukrotnie się o tym przekonałam. Otóż czekała mnie ważna rodzinna uroczystość i rozpaczliwie szukałam na tę okazję sukienki. Zapobiegliwie zamówiłam jedną przez internet, ale z moimi obecnymi wymiarami, wolę jednak ubranie zmierzyć przed zakupem. I oto nadarzyła się okazja, by dosłownie na godzinę wyskoczyć do galerii i poszukać odpowiedniej kreacji. Wpadam więc do pierwszego lepszego sklepu, przeglądam wiszące na wieszakach sukienki i bez przekonania biorę dwie jasne w różnych rozmiarach i już mam iść do przymierzalni, kiedy mój wzrok pada na czerwony kawałek materiału, ukryty między białymi sukienkami. Sprawdzam – mój rozmiar. Cena? To jakiś żart?! Sukienka jest przeceniona o dobrych 70%. Pędzę do przymierzalni, drżącymi rękami rozpinam guziki sukienki, mierzę ją i… o Matko Boska wyprzedażowa! To jest totalny sztos! Cudownie skrojona, no jak na mnie szyta! Leży fantastycznie. To nic, że czerwona, a ja szukałam jasnej sukienki – taka okazja za taką cenę może się nie powtórzyć. Czekała na mnie – jedna jedyna, taka piękna i taka przeceniona. No i jak tu nie wierzyć w przeznaczenie? 😉 Pozostając w temacie sukienek, to kocham je całym sercem i dzięki temu, że ostatnio w końcu mamy upalne lato, z sukienkami się praktycznie nie rozstaję. To genialne rozwiązanie, jeśli chcesz się szybko i wygodnie ubrać – narzucasz na siebie jeden kawałek materiału już nie musisz myśleć, czy dany element garderoby pasuje do innego. Mogłabym przez okrągły rok nosić sukienki, gdyby nie fakt, że nie przepadam za rajstopami, a w zimie z gołymi nogami jednak chodzić nie będę.

lipcowe slonce

Lipcowa kuchnia

W tym roku raczej nie szykuje mi się pomidorowa uczta. Jeszcze chyba nigdy nie miałam tak beznadziejnych pomidorów. Najpierw przymrozki, potem susza, potem znów nadmiar deszczu… Z kilkudziesięciu krzaków owocuje zaledwie kilka – i to wyłącznie koktajlowe. Z większych odmian chyba zupełnie nic nie zbiorę. Dla takiego pomidorożercy jak ja to łamiąca serce perspektywa. Objadam się więc bobem, który niestety już się kończy i borówkami, o które muszę walczyć z małym borówkożercą. I już mam ślinotok na myśl o tym, że właśnie zaczyna się najlepszy czas w roku, kiedy na wyciągnięcie ręki mamy ogrom świeżych warzyw i owoców.

4 1 głosuj
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Feeedback
Zobacz wszystkie komentarze
0
Skomentujx